• UDOSTĘPNIJ:

Wzrok Cerbera

Kulisy wielkiej polityki i pracy wywiadów wielkich mocarstw.

„Wzrok Cerbera” – najnowsza książka Tomasza Turowskiego, finał trylogii „Zabij pożyczonym mieczem”.

W 2021 r. Fundacja Oratio Recta opublikowała pierwszą część cyklu powieściowego Tomasza Turowskiego „Zabij pożyczonym mieczem” pt. „Oko smoka”. Opowiada ona o trwającej od lat bezpardonowej walce o prymat w świecie. Wywiady trzech mocarstw – USA, Rosji i Chin – prześcigają się w metodach niszczenia przeciwnika. Niektórzy oficerowie myślą, że wszystkie chwyty są dozwolone. Czerpiąc inspirację ze starych traktatów o sztuce walki, usiłują „zabić pożyczonym mieczem”. Gdy dochodzi do krwawego ataku na naukowe centrum rosyjskie w Ałtaju, jeden z tropów wskazuje na Amerykanów. Zanosi się na globalny kryzys. Trudno jednak wyprowadzić w pole rosyjskie i amerykańskie służby specjalne. Szczególnie, gdy obu pomaga były oficer polskiego wywiadu – Paweł. Akcja tej trzymającej w napięciu do samego końca opowieści o walce wywiadów toczy się w przepięknej scenerii Ałtaju i Mongolii, stepów i gór, pośród dzikiej przyrody i wśród ludzi, kultywujących stare wierzenia i nieznane Europejczykom obrzędy.
W podobnej konwencji utrzymany jest opublikowany w 2023 r. „Chichot hieny” – obfituje w nagłe zwroty akcji, łączy elementy powieści szpiegowskiej i political fiction, sugestywnie pokazuje tajniki pracy wywiadu.
Zwieńczeniem tej trylogii, jej fabularnym dopełnieniem jest powieść „Wzrok Cerbera”.

38,00 

Na stanie

Kup dla mnie

Opis

WZROK CERBERA

ZABIJ POŻYCZONYM MIECZEM

Elektronika, informatyka, digitalizacja, sztuczna inteligencja z założenia mają służyć ludziom. Jednak rozwój nauki i techniki wyprzedza kształtowanie norm prawnych i moralnych. Potężne siły mogą dostać się w ręce złych ludzi. Spisek międzynarodowej grupy przemysłowców i finansistów pragnących zawładnąć światem – opisany przez autora w „Chichocie hieny” – został unicestwiony przez połączone siły wywiadów wielu państw.
Spiskowcy przegrali jednak bitwę, ale nie wojnę i część z nich podejmuje nową próbę, tym razem posługując się wyrafinowanymi narzędziami informatycznymi. Trudna walka z nimi toczy się w Hondurasie, Sinkiangu, Hongkongu, w stolicach wielkich mocarstw. Autor umiejętnie opisuje techniki pracy wywiadowczej, przedstawia zagrożenia wynikające z niekontrolowanego rozwoju techniki, pozwala poznać kulisy wielkiej polityki. Powieść obfituje w zaskakujące zwroty akcji, łączy konwencję powieści szpiegowskiej z refleksją nad cywilizacją XXI wieku, uświadamia czytelnikom stojące przed ludzkością zagrożenia.

 

Tomasz Turowski (ur. 1948) jest autorem szeregu poczytnych powieści, w których pokazywał – poprzez atrakcyjne fabuły – kulisy i tajniki pracy wywiadowczej. Znał taką działalność z autopsji, bowiem przez wiele lat był funkcjonariuszem polskiego wywiadu (karierę zakończył w stopniu pułkownika). Wykonywał różnorodne zadania – jako jezuicki kleryk pracował w Watykanie i w Paryżu, studiował filozofię na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim, był dziennikarzem Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego i w tym charakterze kontaktował się z papieżem Janem Pawłem II. Po pozytywnej weryfikacji w 1990 r. pracował w dyplomacji – m.in. jako ambasador RP na Kubie i ambasador tytularny w ambasadzie w Moskwie. Jest absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego i WSP (Uniwersytetu Pedagogicznego) w Krakowie (rusycystyka), ma na swoim koncie publikacje poetyckie oraz współpracę z Piwnicą pod Baranami. W 2013 r. został opublikowany wywiad-rzeka z nim pt. „Kret w Watykanie” (Wyd. Agora). Również warszawska oficyna Melanż wydała cykl powieściowy Turowskiego pt. „Bohaterowie cichego frontu”, na który złożyły się książki: ”Dżungla we krwi”, „Krwawiące serce Azji” i „Moskwa nie boi się krwi” oraz stanowiąca odrębną pozycję powieść „Egzekucja”. Jego biografia stała się kanwą filmów – np. odcinka emitowanego przez Netflix Worlwide, serialu Spy Ops (Nieznane misje szpiegowskie), który cieszył się wielką popularnością.

Informacje dodatkowe

Waga 0,424 kg
ISBN 978-83-67220-16-3
Oprawa miękka ze skrzydełkami
Liczba stron
368
Format 146×205 mm
Waga
410 g.
Data wydania Warszawa 2023
Autor Tomasz Turowski
Wydawca Fundacja ORATIO RECTA

SPIS POSTACI
I. Antony Midas – były moderator z „Chichotu hieny”, były szef Bank of America
II. John Wanderer – byłyszef agencji ochrony „Platon” z „Chichotu hieny”
III. Iwan – były triumwir, Amerykanin z „Chichotu hieny”, teraz – Rosjanin
IV. Jimmy – były triumwir, Chińczyk z „Chichotu hieny”, teraz – Amerykanin
V. Longwei – były triumwir, Rosjanin z „Chichotu hieny”, teraz – Chińczyk
GŁÓWNI GRACZE
1.Coleman James – prezydent USA
2.Iwanow W. Władimirowicz – prezydent ZBiR (Związkowego Państwa Białorusi i Rosji)
3.Xu Jucheng –prezydent Chin, zarazem I sekretarz KPChRL
4.Wright Antony – dyrektor (DCI) CIA, wywiadu cywilnego USA
5.Yu Shanjun – generał, szef tajnej policji wojskowej Er Baowei Bu
6.Naryszkin Siergiej – szef SWR, wywiadu zagranicznego Rosji
POZOSTAŁE POSTACIE
( w porządku alfabetycznym )
1.Adil – Ujgur, zwerbowany przez Jimmy’ego „pod obcą flagą” do projektu „Cerber”
2.Alfredo – naukowiec, informatyk z Uniwersytetu w León (Hiszpania)
3.Andriej, syn Gromowa – specjalista w zakresie łączności kwantowej
4.Bob – rezydent CIA w ambasadzie USA w Tegucigalpie (Honduras)
5.Graham – profesor, neurochirurg z USA
6.Gromow Wasilij – generał w stanie spoczynku, związany z SWR (wywiadem)Rosji
7.Guang – docent, naukowiec chiński, zakamuflowany oficer Er Baowei Bu
8.Jeff – naukowiec amerykański chińskiego pochodzenia
9.Jürgen – informatyk z Düsseldorfu (Niemcy)
10. Marlowe – wicedyrektor (DDO) ds. operacyjnych CIA
11.Maxwell – doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego
12.Megan – studentka prawa na Uniwersytecie w Tegucigalpie, incydentalna kochanka Midasa
13.Paweł – oficer wywiadu polskiego, w stanie spoczynku
14.Shon Feng – chiński chłopak z syndromem Aspergera, geniusz informatyczny
15.Wang – szambonurek z lotniska w Hongkongu
16.Whithe John – sekretarz Wrighta
17.Wu Ling – profesor, amerykański fizyk jądrowy, zaufany służb USA, pochodzenia chińskiego
18. Ya Dang – narkobiznesmen z Hongkongu
MIEJSCA AKCJI
1.Austria – Wiedeń, Imst (Tyrol)
2.Chiny – Hongkong, Pekin, Urumczi (Sinkiang)
3.Hiszpania – León
4.Honduras – Ceiba, Montaña de Oro, Roatan, Tegucigalpa
5.Kazachstan – Ałmaty
6.Mołdawia – Kiszyniów
7.Niemcy – Düsseldorf
8.Polska – Warszawa
9.Rosja – Moskwa – Jasieniewo, Nowosybirsk
10.USA – Long Island, Nowy Jork, Waszyngton
i inne incydentalnie
KRYPTONIMY PROJEKTÓW I OPERACJI
I. „Operacja Cerber” – wspólna antyspiskowo-antyterrorystyczna operacja wywiadów Chin, USA i Rosji.
II. Projekt „Cerber” – spiskowo-terrorystyczny plan globalny.

Generał Matfiejew gorączkowo przerzucał wszystkie raporty terenowe. Nic. Bardziej z poczucia obowiązku niż z nadzieją zaprogramował swój komputer na wyszukiwanie hasła: próba werbunku – i zaczął od Europy. Jakież było jego zdziwienie, gdy po kilku minutach zabrzmiał sygnał sprzętu elektronicznego, wskazujący na to, że jednak coś znaleziono. Był to meldunek od delegata na Niemcy. Terenowy rezydent oficjalny SWR (Służby Wywiadu Rosji) z Nadrenii Północnej–Westfalii informował swego szefa w Berlinie o próbie werbunku pracownika naukowego wydziału matematyczno-przyrodniczego Uniwersytetu Heinricha Heinego w Düsseldorfie. Ciekawe było to, że próby werbunku miała dokonać SWR, a obiektem był młody naukowiec, prowadzący zaawansowane prace w dziedzinie komputerów kwantowych i projektów globalnej sieci kwantowej.

Matfiejew zerwał się z fotela jak oparzony i zapominając o zachowaniu form hierarchicznych, popędził do gabinetu szefa, pokonując broniący go sekretariat jak biegacz-płotkarz pokonuje przeszkody. Zasapany, ledwie po stuknięcia w drzwi Naryszkina, stanął w ich świetle i nawet nie zamykając ich za sobą, prawie krzyknął:

– Jest! Mamy to, szefie.

Naryszkin w pierwszym momencie chciał na niego fuknąć, ale gdy odczytał skrawek szyfrogramu podany mu przez generała, powiedział tylko:

– Dobra robota. Dziękuję, generale. A teraz – zwrócił się do szefowej sekretariatu – nie ma mnie dla nikogo poza Kremlem.

Gdy był już sam, raz jeszcze dokładnie przeczytał treść wiadomości. Wyraźnie ktoś szyje nam buty, obrabia tyłek, werbując pod naszą flagą tego Niemca. Coś mi to zaczyna przypominać. Ale na innym poziomie. I działania też globalne, z użyciem wyrafinowanych technologii, a nie brutalnej gołej siły, pomyślał. Z tym że jest jeszcze coś. Bundesnachrichtendienst, do którego natychmiast zgłosił się kandydat na obcego agenta, poprosił go o podjęcie gry z werbownikiem, na co ponoć – według przecieków, do których dotarł rezydent SWR – naukowiec wyraził zgodę. Naryszkin odetchnął głęboko. Jeśli to prawda, to jest szansa dotarcia do tych, którzy kręcą całym tym ciemnym interesem.. Podażdiom-uwidim, podparł się starą rosyjską mądrością ludową.

*

Zapadał zmierzch, szybko przechodzący w mrok nocy. Jürgen wyszedł, jak co wieczór, na swój spacer przed snem. Mieszkał w ósmym okręgu administracyjnym Düsseldorfu, w stosunkowo niedawno powstałym osiedlu Freiheit (wolność) przy ulicy Fryderyka Engelsa. Wynajmował mieszkanie w budynku pod numerem 61, niedaleko placu zabaw dla dzieci. Akurat to go nie interesowało. Dzieci nie miał i w najbliższym czasie nie miał zamiaru się z kimkolwiek wiązać na stałe, a tym bardziej zajmować się prokreacją. Natomiast w miejscu zamieszkania na obrzeżach miasta, w pobliżu kończącej się parę numerów dalej ulicy, odpowiadała mu bliskość terenów zielonych i właśnie ku nim zmierzał. Ogarnął go mrok, światło latarń ulicznych już tu nie docierało. Był zamyślony i co tu ukrywać – zdenerwowany. W życiu układało mu się różnie. Pochodził z drobnomieszczańskiej rodziny od pokoleń zasiedziałej w urokliwym miasteczku Boppard, leżącym podobnie jak Düsseldorf nad Renem. Po ukończeniu liceum i lat osiemnastu wyrwał się z prowincjonalnej stęchlizny i podjął studia na wydziale matematyczno-przyrodniczym Uniwersytetu imienia Heinricha Heinego, mieszczącym się, gdzieżby inaczej, przy Uniwersitätstrasse 1. Miał nadzieję specjalizować się w dziedzinie zastosowań technik informatycznych. Plany te popsuło mu nadmierne przywiązanie do narkotyków, w związku z czym studia przerwał po trzecim roku. Później próbował się jakoś odnaleźć, co mu się w końcu udało. Musiał jednak zarabiać na życie, utrzymać się jakoś. Wiódł teraz skromną egzystencję, pracując w firmie umożliwiającej odzyskiwanie danych. Z tym „teraz” nie było jednak dokładnie tak. Od paru miesięcy jego status finansowy zmienił się radykalnie. Dodatkowe tysiąc euro wypłacane każdego pierwszego, zsumowane z tym, co zarabiał w tej firmie, pozwalało mu sytuować się w innej niż dotąd grupie społecznej i aspirować do klasy średniej.

Wszystko wydarzyło się dokładnie przed czterema miesiącami. Do firmy zgłosił się człowiek z prośbą o odzyskanie korespondencji ze smartfona, umieszczonej kiedyś w chmurze, a teraz zlikwidowanej niefortunnie przez mężczyznę, który chciał ją odzyskać. Zadanie przypadło Jürgenowi, wymagało bowiem czegoś więcej w dziedzinie wiedzy informatycznej niż prostego przefiltrowania twardego dysku w laptopie. Jürgen dał sobie radę z zadaniem szybko i skutecznie. Klient był bardzo zadowolony. Był to postawny mężczyzna o kruczoczarnych włosach i podobnych oczach osadzonych w krągłej twarzy o nieco żółtawym odcieniu skóry, co mogło świadczyć o tym, że właściciel feralnego smartfona miał kłopoty z wątrobą. Opowiedział Jürgenowi, że prowadzi intensywną działalność biznesową właśnie w dziedzinie informatyki stosowanej. W związku z tym bardzo często musi wyjeżdżać w podróże służbowe. Uniemożliwia mu to regularną współpracę z wydziałem matematyczno-przyrodniczym uniwersytetu, a konkretnie z jednym z naukowców zaangażowanych w realizację koncepcji komputerów kwantowych. Wiedza ta i stałe jej aktualizowanie była klientowi potrzebna i pomocna w jego interesie informatycznym. Sam bowiem jest dyletantem, jeśli chodzi o najnowsze rozwiązania, a błyśniecie przed ludźmi korzystającymi z jego usług znajomością najnowszych technik, budowało jego autorytet zawodowy. Zaproponował więc Jürgenowi, aby to on regularnie spotykał się z owym naukowcem, robił notatki z rozmów i co miesiąc przekazywał je zainteresowanemu. Jürgen przez pewien czas się wahał, ale gdy usłyszał, że za dwa spotkania tygodniowo i sporządzenie w związku z tym ośmiu notatek otrzyma tysiąc euro miesięcznie powiedział: „tak”.

Jego nowe obowiązki nie kolidowały z pracą w sklepie, a zleceniodawca okazał się uczciwym płatnikiem. Zainkasował już cztery tysiące i właśnie zbliżał się dzień kolejnej wypłaty. Jak dotąd, wszystko było w porządku, gdyby nie to, że wczoraj w skrzynce pocztowej wynajmowanego mieszkania znalazł pilne wezwanie do miejskiej komendy policji z enigmatycznie sformułowaną przyczyną owego monitu – „w bardzo pilnej sprawie”. Wyznaczyli termin na jutro, w samo południe. Zachodził teraz w głowę, co spowodowało zainteresowanie się nim policji. Analizował ostatni rok swej działalności i nie znajdował w niej nic podejrzanego. No, może to zlecenie za tysiąc euro wychodziło poza schemat jego dotychczasowych obowiązków. Denerwowało go to.

Szedł wąską ścieżką obok kępy drzew. Był na tyle pogrążony w myślach, że dopiero suchy trzask nadepniętej przez kogoś gałązki uświadomił mu, że nie jest jedynym nocnym spacerowiczem. Mimo to nie obejrzał się za siebie. I to był chyba największy błąd w jego życiu. Gdyby to zrobił, miałby jakieś szanse. Ta myśl błysnęła mu w mózgu, gdy garota wbijała się już w krtań. Zatrzepotał jak ryba na haczyku i padając na ziemię, zapadł w mrok jeszcze większy, niż ten który go otaczał.

Barczysty mężczyzna, w kombinezonie podobnym do maskujących mundurów wojskowych, schował cienki drut zakończony z obu stron uchwytami, uprzednio z pewnym niesmakiem strzepując z niego krople krwi. Odwrócił się na pięcie i energicznie poszedł w kierunku świateł miasta w z naciągniętymi na nie obuwie czarnymi, niskimi kaloszami z cienkiej gumy. Jego kroki były praktycznie niesłyszalne.

Gdyby wiedział (choć mógłby tak przypuszczać), jaki wstrząs wywołała jego akcja w światowej społeczności wywiadowczej!

*

Z dawnej siedziby rektoratu, przy ulicy Wydziału Weterynaryjnego nr 25, wyszedł właśnie młody, na oko trzydziestoletni mężczyzna. Był już wyspecjalizowanym fizykiem po doktoracie na wydziale fizyczno-matematycznym poruszającym się swobodnie w meandrach technik kwantowych. Nie tylko zresztą teoretycznie. Był też sprawnym operatorem tych trzech klejnotów w koronie uczelni, którymi były wspomniane już komputery. W tej dziedzinie współpracował z Uniwersytetem Waszyngtońskim w USA i z uniwersytetem Xsiangtan, konkretnie z Instytutem Konfucjańskim w tej chińskiej uczelni. Jak na tak młodego naukowca dysponował już pokaźnym dorobkiem i liczącą się w środowisku akademickim pozycją. Dlatego zatroskany wyraz twarzy Adolfo Martineza, który zmierzał bulwarem Papalaginda, wzdłuż rzeki Bernesga, ku gloriecie Guzmana, zwanego Dobrym, założyciela książęcego rodu Medina Sidonia. Po dojściu do glorietty skręcił w prawo, w ulicę prowadzącą ku katedrze. Nie patrzył jednak na mijane dzieła architektury, które przy innych okazjach poprawiały mu nastrój swą artystyczną formą. Dzisiaj było inaczej. Nic nie było w stanie podnieść go na duchu. Nawet zewnętrznie dawało się to we znaki – szedł zgarbiony, patrząc w ziemię, w niczym nie przypominając młodego człowieka sukcesu, zwykle wysoko i z uzasadnioną dumą noszącego głowę, ozdobioną kruczoczarną, niesforną czupryną.

Dopadła go przeszłość. Kiedyś, jako obiecującego studenta dyplomowego roku wydziału matematyczno-fizycznego zaczepił go jego równolatek, który przedstawił się jako Niemiec z Düsseldorfu, przebywający w Hiszpanii w ramach wymiany studenckiej Unii Europejskiej Erasmus. Przypadli sobie do gustu. Tym bardziej, że nowo poznany kolega dysponował znacznymi środkami finansowymi. A Adolfo, wówczas zajadły gracz w pokera i wielbiciel blackjacka, bardzo potrzebował pieniędzy. Ów Niemiec z chęcią mu pożyczał znaczne czasem kwoty, gdy Adolfo przegrywał je w kasynie Conde Luna przy ulicy generała la Fuente 2. Należy przyznać, że częściej przegrywał, niż wygrywał. I jego sponsor nie domagał się zwrotów, raz tylko poprosił, żeby Adolfo podpisał mu czek, co ten zrobił, nie informując jednak kolegi, że jest to czek bez pokrycia. Jakież było jego zaskoczenie, gdy pewnego dnia niemiecki kompan pokazał mu dokument z jego podpisem, stwierdzający, iż zgadza się na współpracę z SWR, służbą wywiadu zagranicznego Rosji, i przedstawił mu alternatywę – albo podejmie współpracę, albo właściwe służby hiszpańskie dowiedzą się o jego agenturalnej współpracy, a sąd o wypisywaniu czeków bez pokrycia. Później Fritz, bo tak mu było na imię, starał się oddramatyzować sytuację. Stwierdził, że chodzi tylko o ewentualne przyczynki do badań Adolfo nad łącznością kwantową a może nawet i to będzie ograniczone do krótkiego opisu prac, prowadzonych w centrum TiC uniwersytetu, który to tekst, sygnując swoim nazwiskiem, Adolfo napisał. Później, podając hasła kontaktowe i namiary na martwą skrzynkę usytuowaną w rurze jednej z huśtawek w dziecięcym parku rozrywki przy bulwarze Papalaginda, Fritz rozpłynął się w niebycie. Minęło już sporo czasu, niemal dwa lata, w ciągu których Adolfo zdołał się doktoryzować. Nie było żadnych symptomów aktywności ze strony jego werbowników. Do dzisiaj. Na cokole dawnego budynku rektoratu z prawej strony zobaczył narysowane kredą małe różowe serduszko przebite dwoma strzałami. Sprawdzał to miejsce regularnie dwa razy w tygodniu, z nadzieją, że nie zobaczy tego symbolu wezwania do odbioru poczty z martwej skrzynki. Dzisiaj było inaczej. Zawahał się przez chwilę, czy nie zgłosić się do Guardia Civil, i wyznać grzechy młodości. Lecz doszedł do wniosku, że złamałoby mu to karierę i może lepiej dowiedzieć się, o co chodzi zleceniodawcom. Przechodząc koło huśtawki, wsadził dwa palce jak pęsetę do otworu rury, na której przytwierdzone było jedno z siedzeń huśtawki, to po prawej stronie, patrząc w stronę rzeki. Natrafił na zwiniętą w rulon kopertę. Był tam papier z żądaniem sformułowanym dość prymitywnym szyfrem, którego klucz przechowywał w pamięci. Usiadł na ławce, wyjął długopis, na kartce którą miał w portfelu, szybko odczytał treść: „za 4 dni, we wtorek, o godzinie 3:00 rano spowodujesz przepięcie w głównym transformatorze energostrady europejskiej przy granicy Niemiec i Francji. Nikt nie zginie, będzie trochę zamieszania w zasilaniu prądem. Załączam czek 100 tys. euro na okaziciela, z pokryciem. Jeśli nie wykonasz zadań, znajdziemy zastępcę, a twoja przeszłość zostanie ujawniona”.

Był w pułapce. Szedł bezmyślnie ulicą Guzmana. Otrząsnął się. Trzeba zacząć działać. Najpierw zrealizować czek. Ale nie w León. Może zdąży do Portugalii, do Porto, zanim zamkną banki. Będą mu potrzebne te pieniądze, żeby skutecznie zniknąć.

 

XXX

 

Zdążył. W końcu do nie jest tak daleko. A nowe linie kolejowe wysokiej prędkości gęstą siecią połączyły miasta Europy, z intencją redukcji zanieczyszczeń środowiska  Późnym wieczorem był z powrotem w León. Teraz trzeba było przejść do realizacji otrzymanego rozkazu.

Pojawić się w sobotę, a więc nie w  roboczy dzień w TiC, oznaczało zwracanie na siebie uwagi. Oczywiście, przy dobrym uzasadnieniu (Fritz nazywał to legendą), przy wskazaniu na pilną konieczność dokonania operacji, niezbędnych do rozwiązania problemu likwidacji błędów w kalkulacjach, na co nalegała European Quantum Comuncations Infrastructure (Europejska Agencja Łączności Kwantowej) jego sobotnia aktywność stawała się wiarygodna. Owo likwidowanie błędów realizował poprzez generowanie trójek. Zaśmiał się gorzko w duchu, bo Fritz przed ulotnieniem się powiedział mu także, że od teraz, jako fragment eksperymentu, stanowi on drugi element w podstawie drugiej uśpionej trójki europejskiej. Każda ze stworzonych przez Alfredo trójek składała się ze splątanej pary kubitów w jej wierzchołku, służących do wykonywania operacji obliczeniowych i dwóch „samotnych“ kubitów, kontrolujących ich poprawność. Udało się dzięki temu stworzyć hiperkomputer o pojemności 10 tys. kubitów i dokładności ponad 99proc.. Pozostawał jednak, mimo praktycznej bezbłędności, ułamek procenta felernych danych.

W sobotę rano, po zamienieniu paru słów ze strażnikiem, siedzącym w boksie przy wejściu na parter budynku Cral-Tic, udał się na piętro mieszczące uniwersyteckie centrum superkomputerów. Przeszedł wąskim korytarzem, którego podłoga była odcinkami zbudowana z solidnych szklanych płyt, pozwalających na transparentność, czyli śledzenie ruchów personelu zarówno w dolnej, jak i w górnej kondygnacji, na których mieściły się instalacje wszystkich trzech działających komputerów kwantowych. Otworzył służbową kartą magnetyczną zamek jednego z pomieszczeń roboczych, wspomagając ten zabieg wybraniem sekwencji cyfr codziennie aktualizowanego kodu. Wkroczył do środka, podniósł pokrywę panelu sterowniczego komputera. Wszedł w system Energostrady Europejskiej bez trudu i co ważniejsze – bez pozostawiania śladów – omijając jej zabezpieczenia. Zlokalizował centralny węzeł transformatorowy przy granicy francusko-niemieckiej. Eksplorując jego strukturę, zorientował się, jak trzeba przepiąć zbiegające się w nim linie wysokiego napięcia, aby uzyskać efekt krótkiego spięcia z wyładowaniem iskrowym, skutkującym krytyczną awarią urządzenia. Zaprogramował infiltrację na wtorek, na trzecią rano. Na trzecią dziesięć –skasowanie wszelkich śladów elektronicznych przeprowadzonych działań. Przykrył to wszystko ostentacyjną serią trójek, po czym napisał raport o postępie prac do EQCI. Wyszedł z budynku. Na chwilę się zatrzymał przed wejściem.

Nie, pomyślał, nie będę uciekał, bo wtedy sam wskażę na siebie jako winowajcę wydarzeń. Będę normalnie pracował w poniedziałek, a nawet we wtorek przyjdę do pracy, choćby po to, by sprawdzić, czy moje programy zadziałały tak, jak powinny. Na ucieczkę zawsze przyjdzie czas.

Wyprostował się, jakby jakiś wielki ciężar spadło mu z ramion, i poszedł prosto do kasyna. Chciał zapomnieć o tym, czym musiał się niedawno zająć, skupiając uwagę i wolę na czymś zupełnie innym.

*

Adil znalazł się w niewielkim pokoiku, można by go nawet nazwać lekceważąco kanciapą. Lecz osoby siedzącej za biurkiem, zajmującym połowę pomieszczenia, lekceważyć nie było można. Na pierwszy rzut oka przypominał drzemiącego Buddę. Po dokładniejszym zmierzeniu wzrokiem tego posiadacza imponującego brzucha i trzech podbródków, z których ostatni na owym brzuchu spoczywał, dało się w nim znaleźć coś z chińskich mafiosów, szefów gangów, będących czarnymi charakterami w filmach z Brucem Lee. Wpatrywał się w Adila pytająco.

– Witaj, czcigodny Ya Dang, wybacz przepraszam, że ci przeszkadzam, ale prosiłbym, żebyś mi sprzedał koszulkę z nadrukiem świątyni Kwum Yum. – Podał Chińczykowi ustalone od dawna hasło.

– Nie mam takiej, ale może być Hsu Yuen – zabrzmiał od biurka odzew.

Adil odetchnął z ulgą. Przynajmniej ten etap przeszedłem pomyślnie.

Ya wpatrywał się w niego tak intensywnie, że poczuł się nieswojo.

– Czyżby coś było nie tak? – zwrócił się do właściciela sklepu.

– Nie, wszystko jest w najlepszym porządku, chcę tylko przyjrzeć się dobrze człowiekowi na wagę złota.

– Jak to, na wagę złota?

– Spokojnie, z czasem zrozumiesz.

Podniósł słuchawkę stojącego przed nim telefonu, wystukał numer i powiedział:

– Niech ten sprzątacz przyjdzie natychmiast! – Po czym skończył rozmowę.

Zwracając się znów do Adila, powiedział:

– Swoją drogą, to wstawiennictwo bóstw z Tin Han, z Kwum Yum włącznie, bardzo by ci się przydało. W ramach opieki nad swymi wiernymi ułatwiają im pokonywanie granic za życia i po śmierci.

Pukanie do drzwi zabrzmiało jak kropka jego wypowiedzi.

– Wejść! – polecił głośno.

Do pokoiku, który wypełnił się już prawie po brzegi, wszedł młody Chińczyk. Zginając się w pół w ukłonie przed Ya, zameldował:

– Jestem, szefie!

– Przecież widzę. Przekaż wyposażenie tu obecnemu. – Ya wskazał Adila.

Chińczyk podał mu sukienną, niebieską torbę turystyczną, którą miał przewieszoną na pasku przez ramię i identyfikator na zawieszce, którą zdjął z szyi, po czym chyłkiem, ciągle pozostając frontem do Ya, wymknął się z pokoju. Ya znów skorzystał z telefonu.

– Tu Ya, podaj mi naczelnika zmiany! Wielka prośba – dodał po chwili (wyraźnie zwracając się już do rozmówcy, o którego prosił). – Weng nie czuje się dobrze, przyjdzie w jego zastępstwie kolega z dziennej zmiany. Przyjdzie na jego dokumentach, tak że nie będzie trzeba sporządzać żadnych protokołów zastępstwa. Zresztą Weng, jak tylko poczuje się lepiej, zgłosi się do pracy. Tak, tak, nawet dzisiaj, jeśli owoce morza, którymi się podtruł, pozwolą na to – zaśmiał się do słuchawki. – Zgoda? To wspaniale. Nie zapomnę o długu, jaki zaciągam, czcigodny!

Po tej perorze zwrócił się do Adila:

– Wytłumaczę ci sprawę w paru zdaniach. W tej torbie masz kombinezon roboczy, rękawice, okulary, wszystko, co potrzebne. Identyfikator, który okażesz na punkcie kontrolnym, należy do tego Wenga, widziałeś go. To taki szambonurek lotniskowy, czyści pomieszczenia wypoczynkowe załóg, włącznie z kiblami oczywiście, na terminalu cargo. Tak się składa, że niebawem wyląduje globemaster z Nowego Jorku, który trzeba szybko przygotować do powrotnego lotu. Zrobisz to ty .

– Dobrze. I co z tego wynika?

– To, że w toalecie, jednej z dwóch w tym samolocie, mamy taką ślepą ściankę, po której otwarciu zobaczysz małą, wąską przestrzeń, coś w rodzaju płytkiej szafy. Będziesz jej lokatorem na trasie Hongkong–Nowy Jork. Tam cię wywiozą w kontenerze ze śmieciami poza obręb lotniska.

– Nie brzmi to zbyt komfortowo. No i jak się to ma do człowieka na wagę złota?

– Komfortowo tam nie jest, ale za to pewnie i bezpiecznie. A na wagę złota są te rzeczy, które normalnie tym rejsem przerzucamy do Stanów. Taki biały syntetyczny proszek, który dodany do białego proszku z Ameryki Południowej daje wizje, za które Amerykanie są gotowi zapłacić każdą cenę.

– Rozumiem. Ale jak rozwiążemy problem liczby?

– Jaki problem, jakiej liczby?

– No wejdzie dwóch, a wyjdzie jeden, nawet jeśli Weng zgłosi się później do pracy.

– Zgłosi się, zgłosi, bez obaw. A z ilością osób poradzimy sobie bez trudu. Po prostu z USA przylatuje inny, tak jak ty, rozumiem, że twój zmiennik. Nie pytam się po co. Ale będziemy musieli cię troszkę ucharakteryzować, żebyś go przypominał.

Ya, nie wstając nawet, uderzył silnie w drzwi laską, którą wyciągnął spod biurka. W prześwicie drzwi ukazał się człowiek zajmujący miejsce przy kontuarze sklepowym, jak zrozumiał Adil, nie tyle sprzedawca, ile goryl Ya. W milczeniu czekał na rozkazy.

– Przyślij mi tu Yunru. Migiem!

Dziewczyna z małą walizeczką, rzeczywiście ładna, co oznaczało jej imię, pojawiła się natychmiast w pokoju. Usiadła na składanym taborecie, który stał oparty o ścianę, drugi podała Adilowi.

Widać, że to stały element gry, odnotował, zaciekawiony dalszym ciągiem.

Dziewczyna otworzyła walizeczkę, której pokrywa okazała się być od wewnątrz lustrem, a całą przestrzeń neseseru wypełniały szminki, podkłady, kremy do makijażu, pudry, nożyczki i fryzjerskie grzebienie. Ya podał Yunru zdjęcie mężczyzny. Dziewczyna zabrała się do pracy. Przycięła lekko i przeczesała włosy Adila, nałożyła kolor na policzki, w końcu dokleiła mu pod nosem cienki, czarny wąsik. Mimo iż okoliczności raczej do tego nie skłaniały, z trudem powstrzymywał się od śmiechu – wyobraził sobie siebie jako bohatera niemego filmu z Flipem i Flapem. Później wszystko poszło zadziwiająco gładko. Dowieziono go do lotniska, gdzie czekał na niego drugi z dwójki szambonurków, roboczy partner Wanga. Przeszedł bez problemu kontrole. Podjechali do globemastera, weszli na burtę samolotu. Wzięli się za sprzątanie. W drugiej toalecie wypuścili ze schowka pasażera, nieróżniącego się wyglądem od ucharakteryzowanego Adila. Wkrótce zajął on miejsce poprzednika. Zatrzaski fikcyjnej ścianki szczęknęły, zamykając go w tej szczupłej przestrzeni. Lot do Nowego Jorku w tych warunkach wymagał sporego samozaparcia, ale bezpieczeństwo, które zapewniał, warte było poświęcenia. W Nowym Jorku został „wypróżniony” z samolotu wraz z różnymi odpadkami, po czym w pojemniku na śmieci wrzucony do śmieciarki, pozbawionej rozdrabniaczy i wyrzucony z niej na wysypisku. Odczekał parę minut, rozpiął od wewnątrz blokady pojemnika, zjechał z góry nieczystości na betonową płytę, zdjął i wyrzucił kombinezon z kapturem, goglami, rękawicami i gumowcami, z tym wszystkim, co chroniło go przed kloakowymi zapachami i brudem. Później strzepnął dżinsową bluzę, z jej wewnętrznej kieszeni wyjął telefon i portfel, stanął na skraju podmiejskiej drogi szybkiego ruchu, w niszy postojowej. Wezwał taksówkę, która dowiozła go do anonimowej, czynszowej kamienicy na Bronksie.

 

Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

 

„Zabij pożyczonym mieczem”

„W 2021 roku Fundacja Oratio Recta opublikowała pierwszą część cyklu powieściowego Tomasza Turowskiego „Zabij pożyczonym mieczem”, p.t. „Oko smoka” – czytamy w nocie wydawniczej. – Opowiada ona o trwającej od lat bezpardonowej walce o prymat w świecie. Wywiady trzech mocarstw – USA, Rosji i Chin – prześcigają się w metodach niszczenia przeciwnika. Niektórzy oficerowie myślą, że wszystkie chwyty są dozwolone. Czerpiąc inspirację ze starych traktatów o sztuce walki, usiłują „zabić pożyczonym mieczem”. Gdy dochodzi do krwawego ataku na naukowe centrum rosyjskie w Ałtaju, jeden z tropów wskazuje na Amerykanów. Zanosi się na globalny kryzys. Trudno jednak wyprowadzić w pole rosyjskie i amerykańskie służby specjalne. Szczególnie, gdy obu pomaga były oficer polskiego wywiadu – Paweł. Akcja tej trzymającej w napięciu do samego końca opowieści o walce wywiadów toczy się w przepięknej scenerii Ałtaju i Mongolii, stepów i gór, pośród dzikiej przyrody i wśród ludzi, kultywujących stare wierzenia i nieznane Europejczykom obrzędy. W podobnej konwencji utrzymany jest opublikowany w 2023 r. „Chichot hieny” – obfituje w nagłe zwroty akcji, łączy elementy powieści szpiegowskiej i political fiction, sugestywnie pokazuje tajniki pracy wywiadu. Zwieńczeniem tej trylogii, jej fabularnym dopełnieniem jest powieść „Wzrok Cerbera”.

W „Oku smoka” jest także mowa o globalnych niebezpieczeństwach wynikających z gier parawojennych, jakie toczą między sobą mocarstwa walczące u supremację światową. Autor powieści zwraca uwagę, że grozi to tym, iż oręż masowego rażenia, jeśli nie będzie przedmiotem skutecznej ( a więc także obwarowanej drakońskimi karami za nieprzestrzeganie reguł) kontroli, „postawi kropkę na naszej cywilizacji”. Przytacza on antyczną myśl: „Si vi pacem para bellum” („Chcesz pokoju, szykuj się do wojny”) i parafrazuje ją: „Si vis pacem, para pacem non bellum” („Kto pragnie pokoju, niech przygotowuje pokój, nie wojnę”). W „Chichocie hieny” zobrazowane zostało zjawisko alienacji, wyobcowania potężnych, ponadnarodowych organizacji finansowych, bezwzględnie dążących do pomnożenia już teraz kolosalnych zysków. Osią tematyczną „Wzroku Cerbera” jest zagrożenie użyciem w celach terrorystycznych, a także w celu zapanowania nad światem, najnowocześniejszych technologii, m.in. IT, AI (Sztucznej Inteligencji”) i komputerów kwantowych. „Przestępcze zastosowanie tych wynalazków (…) może pokazać wszystkim, że klasyczny terroryzm, znany nam z XIX, XX i aktualnego też wieku, to pieszczoty w porównaniu z tym, czego możemy stać się świadkami”.

„Wzrok Cerbera”, będąc trzecią częścią trójksiągu „Zabij pożyczonym mieczem” jest tym bardziej wart lektury, naprawdę pasjonującej, nie tylko dlatego, że jest kontynuacją dwóch poprzednich tomów, ale także dlatego, że ma od nieco inny, uzupełniający charakter. Można odnieść wrażenie, że obok tej warstwy powieści, która tworzy sensacyjną, atrakcyjną akcję – „Wzrok Cerbera” jest nieco bardziej niż poprzednie tomy, wzbogacony o warstwę o charakterze analityczno-intelektualnym, co skądinąd uzasadnia jej temat. Skądinąd autor zwraca na taki oto aspekt uwagę w epilogu „Wzroku Cerbera”: „Niektórzy twierdzą, że problem z książkami Turowskiego wynika stąd, że pisze zbyt mądrze. Mimo wymiaru ironicznego tego sformułowania, poważnie rzecz biorąc, trudno mi się z tym zgodzić. Po prostu nie uważam amatorów literatury sensacyjnej za czytelników drugiej kategorii. Wiem, że szukają w niej ucieczki od depresyjnej często rzeczywistości, ale nie są przez to ani mniej inteligentni, ani mniej kulturalnie obyci od czytających inne rodzaje literatury. I dlatego piszę tak, jak piszę”. „Wzrok Cerbera”, tak jak „Oko smoka” i „Chichot hieny” czyta się rewelacyjnie jako literaturę z gatunku tzw. powieści szpiegowskiej i nie uważam za przesadę określenie go jako „polskiego Le Carré, choć Turowski podobno znacznie przewyższa Anglika skalą doświadczeniem w pracy wywiadowczej.

Czytałem obie te powieści z ogromnym zainteresowaniem, także dla jej walorów literackich. Przyszło mi przy tym na myśl, że w tym przypadku nie mogę mojej czytelniczej percepcji oddzielać od osoby i profesji autora. Nie mamy bowiem do czynienia z pierwszym z brzegu „cywilnym” autorem, amatorem tematyki, który postanowił dać upust swej pasji i fantazji oraz zdobytej z trzeciej ręki wiedzy o działalności wywiadowczej, szpiegowskiej czy jak ją tam nazwać. Bowiem autor, Tomasz Turowski, to postać szczególna. Żeby czegoś nie pomylić, zacytuję ze skrzydełka egzemplarza: „Tomasz Turowski (ur. 1948) jest autorem szeregu poczytnych powieści, w których pokazywał – poprzez atrakcyjne fabuły kulisy i tajniki pracy wywiadowczej. Znał taką działalność z autopsji, bowiem przez wiele lat był funkcjonariuszem polskiego wywiadu (karierę zakończył w stopniu pułkownika). Wykonywał różnorodne zadania – jako jezuicki kleryk pracował w Watykanie i w Paryżu, studiował filozofię na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim, był dziennikarzem Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego i w tym charakterze kontaktował się z papieżem Janem Pawłem II. Po pozytywnej weryfikacji w 1990 r. Pracował w dyplomacji –m.in. jako ambasador RP na Kubie i ambasador tytularny w ambasadzie w Moskwie. W 2013 roku został opublikowany wywiad-rzeka z im p.t. „Kret w Watykanie”. Dotąd ukazały się takie jego książki jak powieść „Egzekucja” oraz cykl powieściowy „Bohaterowie cichego frontu”.

Podczas lektury miałem zatem w tyle głowy profesję i doświadczenie autora, co wytwarzało we mnie uczucie kontaktu z autentyzmem, jako że byłoby nonsensem przyjęcie założenia, że choć powieści mają formę prozy beletrystycznej, to tak doświadczony oficer wywiadu mógł zupełnie abstrahować od swojej zawodowej praktyki i puścić wyłącznie wodze fantazji, choć zapewne są w nich także pasma fikcyjne, bo to w końcu proza literacka a nie raport czy reportaż. W powieściach TT mamy grę i walkę wywiadów (głównie mózgową, choć broń palna też czasem się odzywa), wszelkie związane z nią dramatyczne i sensacyjne sytuacje, barwne, intrygujące postacie, interesujące miejsca geograficzne, a także niewielką dawkę soczyście zobrazowanego seksu. Autor wzbogacił „Wzrok Cerbera”, podobnie jak każdy z poprzednich tomów, w „spis postaci”, nieco przypominający tradycyjną formułę poprzedzania tekstu sztuki teatralnej zestawieniem „osób dramatu” i podania miejsca (miejsc) akcji. Jest wśród nich między innymi bardzo ważna, nieobecna w poprzednich tomach, postać Antony Midasa. Czytelnikom podsuwam dodatkowo do rozwiązania zagadkę personalną, kto także i pod jakim mianem, jest wśród licznych bohaterów powieści, ale bez podania żadnych ułatwień. „Szukajcie a znajdziecie” – jak mówi Pismo. A ci, którzy oddadzą się tej fascynującej lekturze, spotka dodatkowy, przyjemny bonus – zapowiedź Autora, że niebawem zaprosi ich w kolejną powieściową podróż.

Pisarze.pl 9 stycznia 2024 r.

“Fakty po Mitach” nr 8 (180) 23 – 29 lutego 2024 r.

10% RABATU
Bądź zawsze dobrze poinformowany o nowych produktach oraz specjalnych promocjach tylko dla odbiorców Newslettera.

Zapisz się na nasz newsletter i odbierz powitalny prezent: -10% rabatu na pierwsze zamówienie książkowe.
Kod zniżkowy ważny będzie przez 7 dni.
Otrzymasz go tylko wtedy, gdy zapiszesz się przez ten formularz!
    ZAPISZ SIĘ
    Wyrażam zgodę na wykorzystywanie przez Fundację Oratio Recta powyższych danych do wysyłki newsletterów zawierających informacje o nowych numerach czasopisma, książkach wydanych przez fundację oraz o innych prowadzonych przez nas działaniach.
    ×

    Podgląd e-maila :

    Jeśli nadal zastawiasz się co mi kupić na prezent, nie musisz już szukać!

    KUP TERAZ

    Ustawienia wiadomości