• UDOSTĘPNIJ:

Gambit Jaruzelskiego

Ostatnia tajemnica stanu wojennego

Nic lepiej nie służy zrozumieniu przeszłości niż najgłębsze poznanie faktów. Stan wojenny należy już do historii. Był on niezwykle skomplikowaną operacją polityczną, policyjną i wojskową. Autor, korzystając z wielu źródeł, znakomicie to pokazuje. Kto szuka prawdy o tamtych czasach i tamtej sytuacji – w tej książce ją znajdzie.

Dr Franciszek Puchała, generał dywizji w stanie spoczynku

Robert Walenciak –  dziennikarz i publicysta polityczny  w „Przeglądzie” od pierwszego numeru. Pracował też w TVP i Polskim Radiu. Autor cyklu programów „za kulisami PRL-u”.

Opublikował książki Polska Ludowa – zapis rozmów profesorów Karola Modzelewskiego i Andrzeja Werblana, Polska Ludowa. Postscriptum –rozmowy z prof. Andrzejem Werblanem oraz Karol Modzelewski. Buntownik.

 

 

49,00 

Brak w magazynie

Opis

Wywiady nie miały wątpliwości. Interwencja radziecka w Polsce była o włos. Tylko niektórzy historycy o tym jeszcze nie wiedzą. Robert Walenciak oświetla czarną dziurę polskiej historii.

Piotr Niemczyk, b. dyrektor Biura Analiz i Informacji i b. z-ca szefa wywiadu Urzędu Ochrony Państwa.

 

Stan wojenny był w moim życiu momentem szczególnym. Byłam wtedy zbuntowaną nastolatką w maturalnej klasie. W tym wieku świat postrzega się w czarno-białych barwach. Ja – z jednej strony – ufałam ojcu, ale z drugiej byli moi przyjaciele, w większości z opozycyjnych rodzin. Musiałam te dwa światy w sobie pogodzić.

W tym czasie merytoryczna rozmowa z moim ojcem była niemożliwa z powodu mojej młodzieńczej afektacji. Jego argumenty zaczęłam pojmować znacznie później. A tak naprawdę wtedy, kiedy sama zostałam matką, dla której bezpieczeństwo jest ważniejsze od wolności. Dziś rozumiem, że obie strony mogą mieć rację. I że w tamtej sytuacji nie mogło dojść do porozumienia.

Cieszę się, że powstała taka książka jak ta, która w przeciwieństwie do większości publikacji nie stara się oceniać, ale chce zrozumieć. Jest to bliskie mojemu myśleniu. Z całego serca mogę  ją polecić…

Monika Jaruzelska

 

Informacje dodatkowe

Waga 0,482 kg
ISBN 978-83-64407-93-2
Oprawa miękka ze skrzydełkami
Liczba stron
360
Format 170×240 mm
Waga
482 g.
Data wydania Warszawa 2021
Autor Robert Walenciak
Wydawca Fundacja ORATIO RECTA

Spis treści

 

Wstęp:  Nie o „Solidarność” chodziło                                            7

Wejdą? Nie wejdą?                                                                            10

Podejście pierwsze: grudzień 1980                                                25

Wiosna 1981 – drugie ostrzeżenie                                                  43

„Partia Moskwy”                                                                                72

Gorące lato 1981                                                                                 91

Co wiedział Jaruzelski?                                                                     100

Gra Jaruzelskiego (cz.1)                                                                     112

Kukliński. Agent – ale czyj?                                                              136

Gra Jaruzelskiego (cz.2. Rosjanie)                                                   147

Wojsko. Główna karta Jaruzelskiego                                               164

MSW. Resort był szczelny. Oni tam, my tu.                                    185

… a jeżeli ma zginąć pół miliona ludzi?                                            196

Grudzień 1981. Decydująca rozgrywka                                             216

Dlaczego nie był drugim Gomułką?                                                   240

 

Aneks

Stosunek sił (Wojsko Polskie – armie innych państw UW) w 1980 r. 252

Andrzej Werblan, Co ukrywają Rosjanie?                                                 254

Olszowski zamiast Kani                                                                                269

Mieczysław F. Rakowski, Generał                                                               276

Mieczysław F. Rakowski, Opluwanie człowieka honoru                        282

Czesław Bielejewski, Fałszywe wnioski historyków IPN                       294

Czesław Bielejewski, Przemilczane zdania                                               302

Zachód palcem by nie kiwnął –

rozmowa z prof. Janem Ciechanowskim                                                  307

Czesław Bielejewski, Niewygodne słowa                                                  315

Czesław Bielejewski, „Apolityczny” prezes IPN                                      322

Karol Modzelewski o stanie wojennym                                                    326

Franciszek Puchała, Inwazja była gotowa                                                333

Bibliografia                                                                                                     346

Indeks osób                                                                                                    350

Interesuje mnie gra, którą przyszło prowadzić Jaruzelskiemu.

Gra nie tylko z „Solidarnością”, ale przede wszystkim z Kremlem i rosyjskimi generałami, ale także z Białym Domem, z Kościołem, z grupą działaczy orientujących się na Moskwę i ze swoim politycznym zapleczem – wojskiem i policją.

„Pomyliliśmy się co do pana” – mówiła Wojciechowi Jaruzelskiemu po latach Margaret Thatcher.

Dlatego o tej grze Jaruzelskiego, o tym, jaka była stawka i pole manewru, piszę.

*

Dlaczego wojska polskie wyszły z koszar, komandosi zablokowali pasy lotniska Okęcie i zamknięto polską przestrzeń powietrzną? Choć „Solidarność” samolotów nie miała…

*

Jesienią 1981 roku w samej Polsce i wokół Polski zgromadzone były dywizje, gotowe do działania, z ostrą amunicją. One były systematycznie wzmacniane, prowadziły ćwiczenia. Rosjanie dokonywali przerzutu wojsk. To były dywizje rosyjskie, czechosłowackie i NRD. Z drugiej strony, jednostki Wojska Polskiego wyprowadzane były na poligony. W pełnej gotowości bojowej.

*

W planach czechosłowackich i NRD-owskich pojawia się wspólny element – szpitale polowe. Planiści obu armii założyli, że będą mieli dużą ilość rannych. Raczej nie spodziewali się ich w wyniku starć z bezbronną ludnością…

*

Jesienią 1981 roku mieliśmy więc zaskakującą, choć starannie ukrywaną przed światem sytuację. W samej Polsce, i wokół Polski, zgromadzone były dywizje gotowe do działania, z ostrą amunicją. Były systematycznie wzmacniane, prowadziły ćwiczenia. Rosjanie dokonywali przerzutu wojsk. To były dywizje rosyjskie, czechosłowackie i wschodnioniemieckie. Z drugiej strony, jednostki Wojska Polskiego wyprowadzane były na poligony. W pełnej gotowości bojowej.

Wiadomo było, że te dywizje nie będą ze sobą współdziałać. Dywizje Armii Radzieckiej, czechosłowackiej i NAL NRD miały działać zgodnie z planami interwencji. Te plany częściowo znamy. Znamy na przykład plany interwencji w Polsce wojsk czechosłowackich – odbywać się to miało w ramach operacji „Karkonosze”. Plany interwencji nie przewidywały współdziałania z wojskami polskimi. Przeciwnie. Co warte zauważenia: w planach czechosłowackich, i NRD-owskich pojawia się wspólny element – szpitale polowe. Planiści obu armii założyli taką sytuację, że będą mieli wielu rannych. Trudno zakładać, że spodziewali się ich w wyniku starć z bezbronną ludnością… Przewidywali szpitale polowe czy też miejsca na lądowanie dla śmigłowców, które ewakuowałyby rannych.

To wszystko jest zapisane w dokumentach, które ocalały. W planach przygotowania armii NRD do działań w Polsce znalazło się również takie przedsięwzięcie, jak sformowanie lazaretu polowego z lądowiskiem dla śmigłowców w celu wynoszenia rannych z pola walki. A wśród dokumentów wywiadu wojskowego NRD w Polsce jest raport oceniający ewentualną reakcję polskiej armii na interwencję. I można w nim przeczytać, że trudno przewidzieć reakcje polskiej armii na inwazję, a udział w niej Narodowej Armii Ludowej byłby szczególnie drażliwą sprawą. Nie ma gwarancji – stwierdza się w raporcie – że na wkroczenie Armii Radzieckiej wojsko polskie nie odpowie ogniem.

Polskie plany wprowadzenia stanu wojennego również nie przewidywały współdziałania z jednostkami państw sąsiadujących. Ich miało nie być. To dlaczego wojsko szło na poligony z ostrą amunicją, jak do walki?

 

Czy szykowali się do bitwy? Do oporu?

 

Jak uzyskać na tak postawione pytanie odpowiedź? Przecież i w tym rozdziale padła ona dwukrotnie – i dwukrotnie inaczej. Gen. Marian Dachowski mówił: „liczyliśmy się z realną możliwością wkroczenia czterdziestu kilku dywizji. Natomiast strona polska mogła wystawić 19 dywizji wraz z dywizjami rezerwowymi. A więc dawało nam to jakąś szansę w przypadku, gdyby doszło do interwencji”. Z kolei Wojciech Jaruzelski przypomina polonijnego publicystę i cytuje jego opinię: „radzieckie konwencjonalne siły zbrojne są bardziej niż wystarczające do zdruzgotania zorganizowanego oporu zbrojnego ze strony Wojska Polskiego. Z tego względu opcja oporu odpada”.

Dodajmy do tego jeszcze jedno – wojsko polskie było odcięte od magazynów, od logistyki. Co prawda miało zdolność bojową, ale nie na długo. Jak szacował płk Yvan Duyon, attaché wojskowy Francji w Warszawie, polskie wojska miały zapasów na osiem dni. A może było tak, że Jaruzelski myślał trochę w podobny sposób, jak myślano na Kremlu? Tam myślenie było takie: nie chcemy interweniować, ale jak będziemy musieli – zrobimy to. Póki co, straszmy Polaków, poganiajmy… Generał mógł zaś kalkulować w ten sposób – nie chcemy przeciwstawiać się Rosjanom, wiemy, że to militarny błąd, ale im bardziej twardo będziemy się prezentować, tym skuteczniej będziemy ich do interwencji zniechęcać. Poza tym, im mocniejszą mam pozycję w siłach zbrojnych, tym większe szanse, że Rosjanie nie zaczną montować swojej ekipy, rozglądać się za „prawdziwymi komunistami”.

Polskie wojsko było więc swoistą force de frappe Jaruzelskiego. Czynnikiem, który służy odstraszaniu. To była więc swoista gra – Rosjanie grozili mu interwencją, pokazywali swoje dywizje, swoje możliwości, a on też im pokazywał, że ma do dyspozycji siłę. Że różnie być może, ale na pewno nie będzie łatwo.

Oczywiście, wszyscy wiedzieli, że tak duża dysproporcja sił przesądza wynik starcia. Ale – starcia regularnego wojska. A co dalej? To było pytanie, które i Jaruzelski, i Kania zadawali przywódcom ZSRR: co dalej? Jedną z takich rozmów, jeszcze z roku 1980, opisuje Stanisław Kania w swych wspomnieniach Zatrzymać konfrontację. Podczas rozmowy w cztery oczy z Breżniewem mówił mu: „Nawet gdyby przyszli do Polski sami aniołowie, to i tak muszą zostać krwawymi okupantami, i to na całe lata”. A wizja utknięcia w Polsce na lata, i to w sytuacji, kiedy do różnych nieformalnych grup trafia broń – z wojska, z MSW, to dla Moskwy był koszmar. I tego argumentu używał też Jaruzelski.

 

Nastroje w wojsku – że „nie damy się Ruskim” – nie były dla generalicji żadną tajemnicą. Mówił zresztą o tym Wojciech Jaruzelski. „Wejście armii Układu Warszawskiego oznaczałoby wojnę, nie stan wojenny, ale stan wojny – tłumaczył w roku 1994.– Mieliśmy tego świadomość. Nastąpiłby podział w armii. Jestem przekonany, że większość musiałaby się temu przeciwstawić”.

Pytanie więc nasuwa się samo: jeżeli wiedział, że polskie wojsko nie zaakceptuje interwencji, a część dowódców wyda rozkaz walki, dlaczego rozkazał wyprowadzić wojska z koszar? Z uzbrojeniem… Żeby walczyło i bohatersko poległo? Czy też uważał, że tę wojnę nerwów z Rosjanami wygra?

Obie strony grały więc w otwarte karty. Na stole leżały różne warianty i pytania, brak tylko było odpowiedzi, który wariant wejdzie w życie?

A wariant wojskowej interwencji – i to wciąż powtarzali, najpierw Kania, potem Jaruzelski – będzie dla Moskwy bardzo drogim rozwiązaniem. Bo siły interwencyjne tu ugrzęzną. Taka możliwość – i Rosjanie o tym wiedzieli – była bardzo prawdopodobna.

Jak bardzo? O tym za chwilę…

 

Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

Tragiczny hazard Jaruzelskiego

 

Jednym z koronnych wyrazów – nazwijmy je tak – błędnych mniemań  w odniesieniu do stanu wojennego i osoby generała Wojciecha Jaruzelskiego jest uporczywe obstawanie przy tezie, że w grudniu 1981 roku Polsce nie groziła interwencja Armii Czerwonej i wojsk Układu Warszawskiego, w związku z tym całe odium za jego ogłoszenie i wykonanie spada wyłącznie na niego. Apodyktyczne i uporczywe utrzymywanie tej tezy jest niezbędne do utrzymywania Generała w „piekle potępienia”, jako „komunistycznego zbrodniarza, który wypowiedział wojnę własnemu narodowi”.

Przyjęcie wersji, że owa radziecka interwencja była nie tylko bardzo prawdopodobna, a nawet pewna i nieuchronna, przy czym zbliżała się milowymi krokami oznaczałoby bowiem przyznanie –  wyrażę się  dosadnie – że generał niejednemu z nich najzwyczajniej „uratował dupy”. Wejście bowiem na terytorium państwa polskiego nie tylko oddziałów wojskowych, ale także radzieckich, czechosłowackich czy enerdowskich sił bezpieczeństwa, przy ich ówczesnych nastrojach, dla większości liderów „Solidarności” oznaczałoby najprawdopodobniej śmierć, być może z wyroków sądów wojskowych, z dekretu o stanie wojennym, a być może, bez zbędnych ceregieli, zastrzelenie ich na miejscu po schwytaniu. Bibliografia publikacji poświęconych okolicznościom wprowadzenia i przebiegowi stanu wojennego jest bardzo bogata, zarówno w publikacje książkowe jak i liczne artykuły prasowe. Brakowało jednak takiej, która skoncentrowana zostałaby całościowo na procesie udowodnienia owej nieuchronności interwencji wojsk Układu Warszawskiego. Robert Walenciak podjął się tego zadania ze świetnym efektem, co sprawia, że jego „Gambit Jaruzelskiego” jest jedną z najciekawszych publikacji na temat stanu wojennego, a przy tym bardzo potrzebną, jako gotowa „broń” mogąca posłużyć w polemice z „płaskoziemcami”, którzy nijak nie mogą lub nie chcą uwierzyć, że wielu z nich Jaruzelski swoją decyzją uratował życie, nie mówiąc już o tym, że uratował kraj przed wielce prawdopodobną krwawą łaźnią.

Uporczywi nosiciele tezy o tym, że władze na Kremlu nie zdecydowałyby się na wojskową interwencję posługują się zazwyczaj argumentem, że nie ma dokumentów, czarno na białym wskazujących na planowanie, z dużym wyprzedzeniem czasowym, dokonania takiej interwencji. Robert Walenciak opierając się na bogatej dokumentacji, literaturze przedmiotu, relacjach uczestników zdarzeń dobitnie pokazuje, że takiego jednoznacznego dokumentu w nie było także w przypadku interwencji radzieckiej w Czechosłowacji w sierpniu 1968 roku. Jej plan został przygotowany w przeciągu 24 godzin, niejako „w ostatniej chwili”. Tak też najprawdopodobniej byłoby w przypadku Polski schyłku roku 1981 i brak przygotowanej z dużym wyprzedzeniem czasowym formalnej decyzji „na papierze” bynajmniej nie przeczy żywionym zamiarom. Sytuacja była zbyt dynamiczna i nieprzewidywalna, by zdecydowano się na formalne podjęcie decyzji o interwencji w oficjalnym dokumencie i czekanie na odpowiedni moment dla jej realizacji. Zamiary były, ale w głowach kierownictwa politycznego na Kremlu i radzieckiego dowództwa wojskowego. Walenciak zwraca uwagę na wielowarstwowość gry jaką podjął generał Jaruzelski: „Gra nie tylko z „Solidarnością”, przede wszystkim z Kremlem, z rosyjskimi generałami, ale także z Białym Domem, z Kościołem, z grupą działaczy orientujących się na Moskwę i własnym zapleczem politycznym – wojskiem i policją”. „Dlaczego wojska polskie wyszły z koszar, komandosi zablokowali pasy lotniska na Okęciu i zamknięto polską przestrzeń powietrzną? – pyta autor „Gambitu – Choć „Solidarność samolotów nie miała …”. Sens tych pytań jest bardzo wymowny.

I dodaje: „Jesienią 1981 roku w samej Polsce i wokół Polski zgromadzono dywizje radzieckie, czechosłowackie i NRD-owskie, czekające na rozkaz, z ostrą amunicją, systematycznie wzmacniane, prowadzące ćwiczenia”. „W planach czechosłowackich pojawia się wspólny element – szpitale polowe”. „Planiści obu armii założyli, że będą mieli dużą liczbę rannych. Raczej nie spodziewali się ich w wyniku starć z bezbronną ludnością”. Walenciak nie dopowiada tego wprost, ale niedwuznacznie wskazuje, że interwencja była tuż, tuż, a jej niedoszli wykonawcy poważnie liczyli się z możliwością stawienia interwentom zbrojnego oporu przez Wojsko Polskie.

Te fakty mają charakter empiryczny i trzeba dużo upartej, złej woli, by pozostawać na nie ślepym, a niektórzy ideolodzy „post-solidarnoścowi” są na nie ślepi i głusi, najpewniej dlatego, że wersja przy której od 40 lat obstają, jest im politycznie na rękę.

Tragiczny i naznaczony hazardem, kolosalnym ryzykiem charakter sytuacji i dylematów przed którymi stanął Jaruzelski był tym potworniejszy, że poważnie brał on pod uwagę wariant najgorszy z możliwych. „Cały czas też się obawiał, że w Moskwie zwycięży wariant interwencji obok stanu wojennego, bo Kreml dojdzie do wniosku, że Jaruzelski jest miękki, że nie rozprawi się z „Solidarnością” w sposób właściwy i zdecydowany. I gdy zacznie on swoją akcję, wtedy wkroczą wojska radzieckie i przy okazji wymienią w Polsce władze, wprowadzając „prawdziwych komunistów”, a ci rozprawią się z „Solidarnością” jak trzeba. Tego wariantu Jaruzelski najmocniej się obawiał”.

„Wywiady nie miały wątpliwości. Interwencja radziecka była w Polsce o włos. Tylko niektórzy historycy o tym jeszcze nie wiedzą. Robert Walenciak pokazuje czarną dziurę polskiej historii” – stwierdza Piotr Niemczyk, b. dyrektor Biura Analiz  Informacji, były zastępca szefa wywiadu Urzędu Ochrony Państwa. Wypowiedź ta może posłużyć jako trafna i dobitna puenta tej znakomitej książki.

Pisarze.pl e-Dwutygodnik Literacko-Artystyczny 14.12.2021 r.

Recenzja Krzysztofa Lubczyńskiego opublikowana została także w Dzienniku TRYBUNA 13-14.12.2021 r.

 

Gry Jaruzelskiego

JACEK BINKOWSKI

Czy sowieckie oraz uzależnione od ZSRR wojska miały wejść w 1981 roku do Polski, czy nie? Czy generał Wojciech Jaruzelski, wprowadzając stan wojenny, chciał tego uniknąć, czy też wykazał się nadgorliwością? Te pytania od lat dręczą historyków i polityków. Zwłaszcza że ciągle jest na ten temat mało dokumentów. Do takich rozważań włączył się Robert Walenciak, dziennikarz i publicysta polityczny. Właśnie ukazała się jego książka pod znamiennym tytułem „Gambit Jaruzelskiego”. Autor pisze we wstępie, że „najbardziej interesuje go gra, w której Jaruzelski grał nie tylko z «Solidarnością», ale przede wszystkim z Kremlem i rosyjskimi generałami, a także z Białym Domem, z Kościołem, z grupą działaczy orientujących się na Moskwę i ze swoim politycznym zapleczem – wojskiem i policją”. Czy generał wyszedł z tej gry zwycięsko, czy też na zawsze będzie postrzegany jako człowiek, który stanął przeciwko swojemu narodowi, chroniąc swoje stanowisko i broniąc dogorywającego socjalizmu? Faktem jest, że przeprowadził jedną z najpoważniejszych operacji polityczno-wojskowo-policyjnych w ówczesnej Europie. Robert Walenciak wnikliwie analizuje dostępne dokumenty oraz rozmowy ze znaczącymi wówczas wojskowymi i politykami. Próbuje także zrekonstruować prowadzone w Moskwie rozmowy i rozpatrywane pola manewru wobec „zbuntowanej” Polski. Czy Jaruzelski i przychylni oraz wierni mu ludzie chcieli zneutralizować zagrożenie ze Wschodu, czy też mieli po prostu swój autorski pomysł na zdławienie „Solidarności”?

Trudno oczekiwać, że autor – niczym magik – wyciągnie nagle królika z kapelusza i przedstawi jednoznaczne dowody na którąś z tych tez. Powstała jednak publicystyczno-reporterska książka pokazująca niejednoznaczność decyzji podjętej 30 lat temu.

Tygodnik ANGORA nr 51 (1644) 19.12.2021 r.

GAMBIT JARUZELSKIEGO OSTATNIA TAJEMNICA STANU WOJENNEGO

Taki tytuł nosi książka Roberta Walenciaka – znanego dziennikarza i publicysty  związanego z tygodnikiem „PRZEGLĄD”.

Gambit to otwarcie szachowe, w którym gracz poświęca bierkę (w szczególnych sytuacjach dwie lub więcej) w zamian za uzyskanie lepszej pozycji. W większości gambitów poświęca się piona, lecz znane są również bardziej ryzykowne, które polegają na oddaniu skoczka lub gońca.

Na jaką partię politycznych szachów zdecydował się gen. Wojciech Jaruzelski, mając z jednej strony na głową przysłowiowy miecz Damoklesa w postaci groźby interwencji wojsk Układu Warszawskiego, a z drugiej groźbę zamieszek w kraju oraz  związany z nimi nieunikniony rozlew krwi.

Zdaniem autora o rodzaju zaplanowanego gambitu może świadczyć szereg wydarzeń, o których zwykły śmiertelnik nie ma żadnej wiedzy, lub ich nie pamięta.

Jego elementami mogły być:

1) przedłużenie zasadniczej służby wojskowej;

2) wyprowadzenie wojsk na poligony z pełnym wyposażeniem i zapasami (jak do walki) wraz z rakietami i artylerią;

3) zapewnienie ochrony najważniejszych obiektów państwowych, w tym gmachów telewizji;

4) zajęcie lotnisk w gotowości do zablokowania pasów startowych, aby żaden samolot nie mógł na nich wylądować.

Nie wdając się w szczegóły, można postawić pytanie, jakie były szanse stron w tej rozgrywce. Wojska UW mogły użyć ponad 40 dywizji, Wojsko Polskie mogło wystawić 19 dywizji wraz z dywizjami mobilizowanymi.

Co było więc istotą tego gambitu? Wyprowadzone z garnizonów jednostki Wojska Polskiego stanowiły swego rodzaju „siły odstraszania”.

Rosjanie grozili Jaruzelskiemu interwencją, pokazywali swoje dywizje i możliwości. Jaruzelski też pokazywał, że ma do dyspozycji siłę. Wynik ewentualnego starcia zbrojnego regularnych wojsk był łatwy do przewidzenia, ale co nastąpiłoby późnej?

Wiadomo było, że wkroczenie wojsk Układu Warszawskiego oznaczyłoby wojnę, a nie stan wojenny. Kto więc wygrał tę partię szachów?

By się o tym przekonać należy kupić tę książkę. Nie będzie to chybiony zakup.

Związek Żołnierzy Wojska Polskiego – Zarząd Główny https://zzwp.pl

 

Gambit Jaruzelskiego

Anna Leszkowska

 

Gambit Jaruzelskiego to najnowsza książka Roberta Walenciaka, dziennikarza i publicysty politycznego, którą wydała Fundacja Oratio Recta.
Jak łatwo się domyślić, dotyczy ona stanu wojennego (taki zresztą nosi podtytuł – Ostatnia tajemnica stanu wojennego), a konkretnie zasadności jego wprowadzenia przez ówczesnego ministra obrony narodowej, premiera i I sekretarza PZPR, Wojciecha Jaruzelskiego.

Autor analizuje w niej sytuację polityczną w Polsce i jej zagranicznym otoczeniu w latach 1980-81, kiedy rosnąca w siłę Solidarność wywołała chaos gospodarczo-polityczny grożący rozpadem państwa. Pokazuje dylematy rządzących, gry polityczne w obozie władzy i z Rosjanami, starającymi się utrzymać porządek jałtański w stanie nienaruszonym.
Rozpatrując różne racje i skutki różnych rozwiązań, jakie polski rząd mógł zastosować, autor nie zapomina o takich uwarunkowaniach geopolitycznych, jak np. 300-tysięczna armia ZSRR na terenach NRD, która w przypadku przewrotu politycznego w Polsce mogła zostać odcięta od swojego kraju, czego władze ZSRR z pewnością by nie zaakceptowały.

Relacjonując swoje rozmowy z uczestnikami tamtych wydarzeń, Robert Walenciak, posługując się dostępnymi dokumentami, ujawnia różne aspekty rozważanych scenariuszy wydarzeń, jakie musiały nastąpić, aby w warunkach wewnętrznej wojny Solidarności ze strukturami administracyjnymi i politycznymi można było zachować strukturę państwa bez ponoszenia ofiar. Niemało więc w książce smaczków, które dla rzetelnych badaczy tego okresu nie powinny być tajemnicą, ale dla przeciętnego Kowalskiego zapewne pozostają nieznane (np. o roli agenta Kuklińskiego).

Niezwykle ciekawe są wywiady, jakie autor przeprowadził z wojskowymi, obecnie utytułowanymi generałami, a wówczas, w 1980 roku – dopiero zaczynającymi karierę wojskową. Z relacji generałów: Waldemara Skrzypczaka, Zbigniewa Jabłońskiego, Kazimierza Jaklewicza, Andrzeja Ankiewicza wyłania się obraz Polski widziany nie tylko z Warszawy i nie tylko z pozycji rządowych struktur, ale z tzw. terenu. Pokazują one także wysoką pozycję wojska w społeczeństwie, jako apolitycznej propaństwowej siły, jedynej zdolnej zaprowadzić pokojowo porządek w państwie.

Choć książka jest zasadniczo poświęcona analizie gry, jaką gen. Jaruzelski prowadził zarówno z Rosjanami, jak i Solidarnością, czy wewnątrzpartyjną opozycją, to lektura całości skłania do refleksji dotyczących ciężaru odpowiedzialności, jaki muszą brać na siebie politycy pełniący wysokie funkcje państwowe. (Dziś zapewne określilibyśmy to neoliberalnym pojęciem „koszty ryzyka”). Ciężar ten niekiedy jest nie do przewidzenia, a koszty – bez względu, czy się je ponosi, czy rejteruje w sytuacji trudnej – mają wymiar sławy lub niesławy w aspekcie historycznym. (np. nieoddane Polsce słynne „sumy neapolitańskie”, jakie królowa Bona pożyczyła Habsburgom były pamiętane ponad dwa wieki).

Walenciak pokazuje ten problem także poprzez wypowiedzi byłego premiera Mieczysława Rakowskiego i prof. Karola Modzelewskiego – zawarte w aneksie do książki, w którym znalazły się także wywiady z prof. prof. Andrzejem Werblanem, Janem Ciechanowskim, opinie gen. Franciszka Puchały i naukowe polemiki płk. Czesława Bielejewskiego z historykami IPN, którzy napisali własną wersję najnowszej historii Polski.(Większość tych tekstów była publikowana przez lata w Tygodniku Przegląd).

Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce – wbrew panującej obecnie narracji historycznej – zostało jednak ocenione przez społeczeństwo pozytywnie, co pokazują badania CBOS z 2016 roku: 41% badanych oceniło to za działanie słuszne. Kto pamięta tamte czasy, zapewne nie ma wątpliwości co do racjonalności tego kroku wprowadzającego ład w państwie (abstrahując od zażegnania groźby ingerencji sił obcych). Jak jednak został on wykorzystany, jak wychodzono z niego – to już osobna sprawa, rodząca może większe spory niż sam stan wojenny. Ale to już inna bajka.

Książka Roberta Walenciaka, choć dotyczy wydawałoby się dość obszernie opisanych w polskiej historiografii i publicystyce wydarzeń, z pewnością należy do takich, po które się sięga z myślą: „przeżyjmy to jeszcze raz”. Zwłaszcza, że pewnie każdy znajdzie w niej coś, o czym wcześniej nie wiedział, lub nie umiał dostrzec.

“Sprawy Nauki”, 26.12.2021 r.

 

Robert Walenciak – „Gambit Jaruzelskiego” – recenzja i ocena

Michał Staniszewski

 

Wydana z okazji 40. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego książka Roberta Walenciaka przedstawia zupełnie inny obraz tego wydarzenia. „Gambit Jaruzelskiego” jest głosem z drugiej strony barykady. I odnoszę wrażenie, że potrzebnym.

Nie jest to książka stricte naukowa – autor jest z zawodu dziennikarzem, od lat związanym z tygodnikiem „Przegląd”. Ten fakt z pewnością naprowadza na to, którą stronę będzie reprezentował. Może o tym świadczyć również bibliografia. Walenciak oparł się głównie na wspomnieniach, opracowaniach czy raczej książkach napisanych przez uczestników lub świadków wydarzeń. Nie znaczy to, że nie sięga do opracowań krytycznych wobec stanu wojennego. Ale nie stanowią one podstawy jego rozważań.

Dobra książka powinna być oparta na źródłach. Walenciak nie jest badaczem, więc nie dokonał kwerendy rzucającej na kolana. Ale mówiąc szczerze, przy dyskusji, jaka trwa w polskich domach od 1981 roku – czyli osławione „wejdą, nie wejdą” odnośnie bratniej Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej jest to cokolwiek utrudnione. Albowiem odpowiedź tkwi w rosyjskich archiwach, a te – delikatnie rzecz ujmując – oszczędnie udostępniają swoje zbiory, zwłaszcza te dotyczące spraw z XX wieku.

Jest to problem wszystkich badaczy polskich lat 80. XX wieku. Rosjanie udostępniają dokumenty podług swojego klucza, często niepełne, czasem ocenzurowane. Zwróciła już na to uwagę Krystyna Kersten przed 25 laty. Co ciekawe aktualnie wielu historyków (w tym znani i szanowani) musi po prostu przejść nad tym do porządku dziennego. Często niepełne relacje, stenogramy z posiedzenia Biura Politycznego KPZR czy zanotowane tam sformułowania starają się interpretować na niekorzyść Wojciecha Jaruzelskiego, czasami nawet posuwając się do skracania pod swoje tezy poszczególnych fragmentów – co Walenciak niestety pokazuje. Totalną manipulacją jest wielokrotnie cytowana „prośba” o wejście wojsk radzieckich w celu wsparcia stanu wojennego oraz radziecka odmowa. Dla Jaruzelskiego miało to być katastrofą… tylko, że katastrofą to było dla autora tej prośby, a mianowicie byłego ministra spraw wewnętrznych PRL, a zarazem członka KC PZPR gen. Mirosława Milewskiego. Niby powoływał się na Jaruzelskiego, ale jako odsunięty na boczny tor, działał raczej sam, chcąc wrócić na główny…

Dodatkowo należy pamiętać o jednej rzeczy. Interwencja wojskowa wymaga wojskowych planów – a do tych badacze nie mają dostępów. Praktycznie nie ma żadnego śladu, że cokolwiek opracowywano. Mówi się o interwencji, a się jej nie planuje? Nie do końca – przez przypadek w wyniku chaosu z czasów rządów Borysa Jelcyna, wyciekł jeden (!) dokument wojskowy, odnoszący się do sytuacji z 1980 roku. Wszedł w jego posiadanie amerykański historyk Mark Kramer, a dokument był dyspozycją dotyczącą mobilizacji czterech radzieckich dywizji oraz planów kolejnej mobilizacji. To znaczy, że coś planowano, ale nie wiadomo na jaką skalę… Z drugiej strony skoro mobilizowano cztery wielkie jednostki, to możliwe, że planowano kolejne. To jednak mały ślad.

Więc jak można przynajmniej w miarę sumiennie i bezstronnie przedstawić kulisy podjęcia tej jednej z najważniejszych decyzji w XX-wiecznej historii Polski? Jak można ukazać motywację decydentów, nie ograniczając się tylko do tradycyjnego „źli komuniści chcieli stłamsić Solidarność”? Walenciak po prostu pozwala przemówić okolicznościom oraz osobom zaangażowanym.

Argumentacja autora jest oparta na wspomnieniach i relacjach żołnierzy Wojska Polskiego – od podporuczników (z których przynajmniej jeden zrobił karierę w III RP) po samego szefa MON (Wojciecha Jaruzelskiego oczywiście). Są to dość niepokojące informacje… Strona polska np. zgodnie z planem ćwiczeń SOJUZ-80 miała wziąć wybitnie bierny, można powiedzieć obserwatorski udział – żołnierze mieli pozostać w koszarach. Ćwiczące bratnie armie miały zgromadzić się w pobliżu wielkich aglomeracji, a potem… no właśnie co? Zwłaszcza, że ilość planowanych jednostek znacznie przekraczała pojemność polskich poligonów…

Te plany zmobilizowały najwyższe czynniki partyjne do działania. Dano jasną odpowiedź, że wkroczenie po prostu źle się skończy. Jednak Moskwa żąda działań. I tu rozpoczyna się gra Jaruzelskiego. Po odejściu Stanisława Kani, przejmuje stery władzy jako I sekretarz PZPR oraz premier PRL. Lawiruje pomiędzy Solidarnością, opozycją „twardogłowych” w partii oraz Związkiem Radzieckim. Każda ze stron czegoś od niego oczekuje. Jaruzelski jest w potrzasku.

Jednak to przede wszystkim zawodowy wojskowy i wbrew aktualnie panującym opiniom nie najgorszy. Dobry dowódca musi umieć nie tyle przewidzieć, ile analizować ewentualne posunięcia nieprzyjaciela. Jaruzelski zdaje sobie sprawę, że najgroźniejszym jest ZSRR z „gerokracją” kierowaną przez Leonida Breżniewa (jak jest na chodzie) oraz Jurija Andropowa. On i jego ekipa przymilają się do niej poprzez ambasadora ZSRR Borysa Aristowa, grupy ambitnych i niezadowolonych „twardych” towarzyszy. Sytuacja geopolityczna jest, jaka jest – świat podzielony na dwa bloki, które się nie wtrącają w swoje wewnętrzne sprawy w imię utrzymania pokoju. I to się nie zmieni.

Kraj jest w chaosie, trwają strajki, gospodarka nieustannie pikuje w dół, nie ma szans na porozumienie z Solidarnością (jej przywódcy przestają nawet kontrolować sytuację). Im bliżej końca 1981 roku nawet w wojsku zaczyna się pomruk niezadowolenia z bierności, oczekiwania na jakikolwiek ruch. Jaruzelski jest pod nieustanna presją czynników wewnętrznych i zewnętrznych, przy czym te „zewnętrzne” mogą wykorzystać część tych „wewnętrznych” (niezadowolonych partyjnych).

Stąd równoległe opracowywanie planów stanu wojennego, przy jednoczesnych rozmowach z Rosjanami (częściowo dla nich są te plany opracowywane) oraz z Solidarnością (te są daremne, obie strony nie ustąpią). Czas się kończy – ostatecznie 13 grudnia Polacy budzą się w nowej rzeczywistości – stanu wojennego. Jednym szybkim ruchem Jaruzelski przeciął węzeł gordyjski – to jest ten jego gambit.

Walenciak stara się podkreślić, że było to jedyne rozwiązanie. Przy czym widać, że głównym jego argumentem jest kwestia groźby radzieckiej interwencji, a nie sytuacja wewnętrzna. Argumentuje, moim zdaniem, częściowo przekonuje. Nie była to wojna polsko-jaruzelska, a manifestacja wobec bratniego obozu państw socjalistycznych. Zwróć uwagę, drogi czytelniku, w jaki sposób wojsko działało 13 grudnia. Po pierwsze wyszło z koszar (czyli spod uderzenia, a raczej ewentualnej izolacji ze strony bratnich dywizji, jeśliby się w Polsce pojawiły). Po drugie – wyszło ze wszystkim – z czołgami, armatami oraz wyrzutniami rakietowymi i środkami obrony przeciwlotniczej. O ile transportery opancerzone i ewentualnie czołgi można zrozumieć w kontekście walki z manifestantami oraz strajkującymi, to po co było wyciągać armaty i zestawy przeciwlotnicze?

Najważniejsze – wojsko nie weszło całością sił do miast, zajęło pozycje na obrzeżach, blokując główne drogi dojazdowe. Czy to były pozycje do walki z narodem czy w jakimś innym celu? Dodajmy do tego zamknięcie przestrzeni powietrznej oraz obsadzenie głównych lotnisk przez wojsko – Okęcie zablokowali żołnierze 6. Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej. Przeciwko komu?

Walenciak przekonywująco przedstawia swoje argumenty, jednak moim zdaniem nie wykorzystał odpowiednio materiałów z posiedzeń Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, która w latach 90. XX wieku badała okoliczności wprowadzenia stanu wojennego. W moim odczuciu smaczkiem są tam materiały czechosłowackie i niemieckie – siły zbrojne znad Wełtawy oraz z Niemiec Wschodnich miały wkroczyć do Polski. Jeśli w Pradze i Berlinie były takie plany, a wojska koncentrowano, to na pewno nie bez porozumienia, a raczej polecenia Moskwy. O zamiarach radzieckich niech świadczy fakt, że garnizony radzieckie w Polsce były systematycznie powiększane, wojenny system łączności był rozwinięty, ruch lotniczy znacznie się wzmógł…

Zdaniem przeciwników wprowadzenia stanu wojennego mogło to być najwyżej wywieranie presji, istny blef, mający zmusić PZPR do działań. Robert Walenciak wskazuje na duże ryzyko takiego myślenia. Przecież decyzję o interwencji w Czechosłowacji w 1968 roku podjęto dopiero jak radzieckie wojska powietrznodesantowe były już w locie do Pragi! Innymi słowy plan interwencji był gotowy, czekano na decyzję. Oczywiście w 1981 roku ZSRR nie mógł ryzykować pogorszenia swojej opinii na świecie, a dodatkowo uwikłał się w Afganistanie – tak przemówią wyznawcy nowej prawdy. Tak, tylko że Imperium Zła w obronie swoich interesów posuwało się do środka – aczkolwiek interwencja wbrew pozorom zawsze była ostatnią opcją (nad sensem wejścia do Afganistanu debatowano długie miesiące). Dodatkowo w Afganistanie w 1981 r. zaangażowane było tylko kilka dywizji z okręgów azjatyckich, dopiero później udział jednostek europejskich (w tym i elitarnych) się zwiększył. Ale to pieśń kolejnych lat.

Autor również delikatnie pokazuje niekonsekwencję w argumentacji przeciwko motywom decyzji podjętej przez Radę Państwa 12 grudnia 1981 roku. Moim zdaniem nie dość jasno – bo jak to jest, że najokrutniejszy i najbardziej agresywny kraj (w mniemaniu aktualnych znawców tematu) nagle staje się „gołąbkiem pokoju”, którego dokumentom (wydzielanym niczym przez zepsutą kroplówkę) należy wierzyć?

Historykom jest łatwiej – znając szerszy kontekst można po sekwencji zdarzeń oceniać motywację decydentów i wystawiać im surową cenzurkę. Gambit Jaruzelskiego pokazuje jednak stan wiedzy decydentów na moment podjęcia decyzji. Nie wiedzieli, że za 10 lat przestanie istnieć groźne supermocarstwo za wschodnią granicą. Nie wiedzieli, że Andropow może się nawet zgodzić na władzę Solidarności (jeśli radzieckie dokumenty nie kłamią). Mieli przed sobą posępne twarze radzieckich towarzyszy, swoje doświadczenia z nimi (pamiętano 1968 i okoliczności operacji „Dunaj”). Musieli rozważać najgorszy scenariusz i się na niego przygotować.

Moim zdaniem Walenciak nie daje ostatecznej odpowiedzi, czy stan wojenny był odpowiedzią na radzieckie zagrożenie. Jednak można odnieść takie wrażenie czytając książkę. A co do oceny podjętej decyzji… Stanisław August Poniatowski miał stwierdzić, że żałuje, że nie walczył własnymi siłami z konfederacją barską tylko zdał się na pomoc Rosjan – co skończyło się katastrofą. Jaruzelski wewnętrzny konflikt chciał rozwiązać w ramach wyłącznie polskich sił. To mu się nie udało – o ile w 1981 roku uspokoił sytuację, to do dziś jego działania budzą liczne dyskusje oraz ostre spory. Czego dowodem jest recenzowana książka – głos drugiej strony, która chce się przebić, by się bronić przed atakami zwycięzców.

“histmag.org”, 20.01.2022 r.

10% RABATU
Bądź zawsze dobrze poinformowany o nowych produktach oraz specjalnych promocjach tylko dla odbiorców Newslettera.

Zapisz się na nasz newsletter i odbierz powitalny prezent: -10% rabatu na pierwsze zamówienie książkowe.
Kod zniżkowy ważny będzie przez 7 dni.
Otrzymasz go tylko wtedy, gdy zapiszesz się przez ten formularz!
    ZAPISZ SIĘ
    Wyrażam zgodę na wykorzystywanie przez Fundację Oratio Recta powyższych danych do wysyłki newsletterów zawierających informacje o nowych numerach czasopisma, książkach wydanych przez fundację oraz o innych prowadzonych przez nas działaniach.