• UDOSTĘPNIJ:

Polska Chora na Rosję

Książka prof. Bronisława Łagowskiego prezentuje odmienne od przeważających poglądy na stosunki polsko-rosyjskie i politykę wschodnią. Autor od wielu lat uważa ją za błędną i szkodliwą dla polskiej racji stanu. Polityka ta jest generalnie antyrosyjska i niewiele się różni bez względu na to, kto aktualnie w Polsce rządzi. Rządzący i wtórujący im prawicowi publicyści nie widzą różnicy miedzy Związkiem Radzieckim a Rosją, między Breżniewem a Putinem. Są dla nich symbolami tego samego imperium, które zagraża Polsce. Ciągłe straszenie Rosją wywołuje u niemałej części Polaków przekonanie o nadciągającej wojnie.

Antyrosyjskość, narzucana i wzmagana szczególnie przez ekipy solidarnościowe grozi przekształceniem Polaków w zajadłych rusofobów. Nie rozumie tego cywilizowana Europa, która nie chce uczestniczyć w naszej “wojence” z Rosją.

48,00 

Brak w magazynie

Opis

Polska chora na Rosję

Książka prof. Bronisława Łagowskiego prezentuje odmienne od przeważających poglądy na stosunki polsko-rosyjskie i politykę wschodnią. Autor od wielu lat uważa ją za błędną i szkodliwą dla polskiej racji stanu. Polityka ta jest generalnie antyrosyjska i niewiele się różni bez względu na to, kto aktualnie w Polsce rządzi. Rządzący i wtórujący im prawicowi publicyści nie widzą różnicy miedzy Związkiem Radzieckim a Rosją, między Breżniewem a Putinem. Są dla nich symbolami tego samego imperium, które zagraża Polsce. Ciągłe straszenie Rosją wywołuje u niemałej części Polaków przekonanie o nadciągającej wojnie.

Antyrosyjskość, narzucana i wzmagana szczególnie przez ekipy solidarnościowe grozi przekształceniem Polaków w zajadłych rusofobów. Nie rozumie tego cywilizowana Europa, która nie chce uczestniczyć w naszej “wojence” z Rosją.

Z felietonów prof. Łagowskiego

Ludzie w Polsce do tego stopnia są przyzwyczajeni do przedstawiania Rosji jako kraju wrogiego, agresywnego i zbójeckiego, że aby przyciągnąć ich uwagę do tematu, trzeba z wielkim nagłośnieniem powiedzieć, że Polska jest od 1939 r. ofiarą rosyjskiego terroryzmu państwowego, że katastrofa smoleńska była aktem tego terroryzmu, podobnie jak wojna z Gruzją i konflikt na Ukrainie, i trzeba jeszcze dodać, że fale emigrantów destabilizujące kontynent europejski są także spowodowane rosyjskim terroryzmem państwowym.

Polska chora na Rosję

Pokolenia wychowane po wojnie mają blade pojęcie, o co w tej wojnie chodziło. Łatwo im wmówić, że Hitler i Stalin to tacy sami bandyci, zbrodniarze i jest kwestią bez znaczenia, który dyktator wygrywa. Mówi tak względnie młody człowiek, który bardzo przeżywa swoją genealogię żydowską. Gdyby wygrał Hitler, jego przodkowie zostaliby w taki lub inny sposób wymordowani, ale on ma poczucie, że jakoś mimo to przedostałby się do istnienia.

Polska chora na Rosję

Istnieje coś takiego, co się nazywa Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia. Składa się ono z polskich rusofobów i moskiewskich opozycjonistów

Polska chora na Rosję

Z polskich mediów papierowych i elektronicznych płynie nieustający potok rozczarowania sankcjami gospodarczymi, jakimi Zachód odpowiada na rosyjską politykę wobec Ukrainy. Te sankcje są zbyt łagodne, sankcje gospodarcze w ogóle są nieskuteczne, a Zachód jak zwykle jest naiwny. Co powinien zrobić Zachód? “Walić pięścią w stół”, mówią niewiasty i mężczyźni ze wszystkich telewizji.

Polska chora na Rosję

Ukraińcy mają swoje państwo dzięki Związkowi Radzieckiemu, kto temu przeczy, jest ślepy na fakty lub ma złą wiarę. Moskwa uwolniła Ukrainę na takich warunkach, że końca kłopotów dla niej i dla siebie nie widać. Milcząca część Polaków sojusz z Ukrainą uważa za sztuczny, bo Ukraińcy nie są, historycznie rzecz biorąc, narodem nam przyjaznym; wszystkie od wieku XVIII czynione próby zaprzyjaźnienia się źle się kończyły.

Polska chora na Rosję

Informacje dodatkowe

Waga 0,406 kg
ISBN 978-83-64407-12-3
Oprawa miękka
Liczba stron
336
Format 141×204 mm
Waga 406 g.
Data wydania Warszawa 2016
Autor Bronisław Łagowski
Wydawca Fundacja ORATIO RECTA
  • Przedmowa
  • Niehamowane emocje
  • Żartobliwa polityka zagraniczna
  • Życzenia i fakty
  • Odszkodowania
  • Wielka historia
  • Czeczeńskie manowce
  • Sprawa polska i rosyjska
  • Oszołomienie
  • Czeczenofilia
  • Samozatrucie Polski
  • Małe sprostowanie do wielkich błędów
  • Precz z Jałtą!
  • Parcie na Wschód
  • Papuga chce uczyć
  • Zinowiew
  • Po co wiedzieć?
  • Samozatrucie
  • Posłuchajcie doradcy waszego Reagana
  • Weto mocarstwowe
  • Ludzie roku
  • Odepchnięte dziecięcą nóżką
  • Po wyborach w Rosji
  • Krótka pamięć
  • Polacy jak z Dostojewskiego
  • Polska racja stanu: być pionkiem w wielkiej grze
  • Krokiem spacerowym w stronę wojny
  • Nasz bliski wschód
  • Dlaczego Wanda Wasilewska nas nie chciała
  • Papuga opowiada tragedie
  • Jaki to wszystko miało sens?
  • Klamra Zdrojewskiego
  • Co nas wzmacnia – wróg czy przyjaciel?
  • Bitwa pod Iwieńcem
  • Jak dogodzić nieprzyjaciołom
  • Wybory w Rosji
  • Zmiany na Wschodzie?
  • To nie utopia
  • Drugie obalanie Janukowycza
  • Na Wschodzie zmiany
  • Przepraszam, zdenerwowałem się
  • Zawrót głowy od sukcesów
  • Gorączka ukraińska
  • Sewastopol i Wilno
  • Wrogie podziały
  • Putin czy Chodorkowski
  • Po co nam to?
  • Głos umiarkowanego pacyfisty
  • Cząstki elementarne
  • Przypis do aktualnego tematu
  • Piąta kolumna i makkartyzm
  • Pełzanie do wojny
  • Polonobanderyzm
  • Bazomania
  • Gruba niewdzięczność
  • Co oni zamyślają?
  • Potrzeba relatywizmu
  • Okupacja pamięci
  • Spojrzenie na Wschód
  • Leninowska rusofobia i jej dzisiejsze skutki

 

Aneks

Andrzej Walicki

  • Rosja Putina a polityka polska
  • Polityka nieprzyjaznych gestów
  • Do wojny potrzeba dwóch stron
  • (Nie)Przemyślana wypowiedź

Bronisław Łagowski

Polska chora na Rosję

 

Sewastopol i Wilno

Rząd węgierski oznajmił, że w sporze o Krym „nie jest stroną”. Podpisuję się pod tym stanowiskiem, mnie także jest obojętne, czy Krym będzie należał do Rosji, Ukrainy, czy po dwóch wiekach wróci do Turcji. Polscy politycy i dziennikarze fanatycznie obstają przy Krymie ukraińskim i planują wielkie zakupy wszelkiego rodzaju broni u Amerykanów, aby mieć czym w razie czego wspierać Ukrainę w wojnie z Rosją. Najgłośniej też ze wszystkich ludzi na świecie nawołują do obłożenia Rosji najsurowszymi sankcjami. Premier Tusk podobno przez pół godziny rozmawiał w tej bardzo nam, Polakom, doskwierającej sprawie z premierem Chin, ale ani słówkiem nie zdradził, co wskórał. A nie mówiłem, że olimpiady w Pekinie nie należało bojkotować?

Wielu się głowi, do czego można porównać zajęcie Krymu przez Rosję. Czy to był Anschluss, jak powszechnie piszą gazety niemieckie? Nie bardzo ten półwysep przypomina Austrię, która już przed Anschlussem przestała być niemal starożytnym cesarstwem niemieckim, z którego pozostała wielka głowa ze śladami dawnej wspaniałości, ale osadzona już tylko na karłowatym tułowiu i poszukująca rozwiązania swoich problemów w połączeniu się z wielkimi Niemcami, do czego w końcu dochodzi w najgorszym momencie i pod absolutnie najgorszym z możliwych przywództwem. Inni porównują Krym do Kosowa, oderwanego siłą od Serbii i zamienionego przez Amerykanów w niepodległe państwo. Oczywiste, że Kosowo jest i będzie kuszącym precedensem dla wszelkich secesjonistów, pragnących utworzyć własne państwo kosztem – że się tak po staropolsku wyrażę – macierzy, ale prędko mówiący demagodzy zaraz dodają, że kosowscy Albańczycy doszli do celu po trupach Serbów, co jest podobno najlepszą legitymizacją, a na Krymie nikt nie zginął. Na kosowski precedens lepiej się nie powoływać z innego powodu. Krymczanie ogłosili niepodległość – prawo narodów do samostanowienia im przysługuje jak innym – tylko na chwilę, a ich prawdziwym celem było przyłączenie się do Rosji.

Nikt na Krymie nie zginął, ale już wkrótce mogłoby być inaczej. Słyszymy od Julii Tymoszenko, że „kacapów” na Ukrainie należy unicestwić atomem. To nam trochę wyjaśnia, dlaczego i z ogłoszeniem niepodległości, i z przyłączeniem się do Rosji krymscy Rosjanie tak się śpieszyli.

 

Bazomania

Od kilkunastu lat widzę, że najważniejszym celem polskiej dyplomacji jest wprowadzenie amerykańskich baz wojskowych, przynajmniej jednej solidnej i stałej bazy. Rodzaj broni jest sprawą drugorzędną, chodzi o to, żeby tu byli realni, żywi żołnierze amerykańscy. Nie wyjaśnia się narodowi, dlaczego ustanowienie tych baz jest takie ważne, skoro znikąd nie grozi nam niebezpieczeństwo. Przez te kilkanaście czy 25 lat nic nam nie groziło, ale teraz, gdy Rosjanie przyłączyli Krym, żadne wyjaśnienie nie jest potrzebne, wszystko bowiem jasne: Rosja i nas może chcieć przyłączyć. I tu następuje opis świata, z którego wynika, że Krym, Donbas to tylko początek podboju Europy i świata, jaki planują na Kremlu. Żeby ktoś nie pomyślał, że robię tu sobie retoryczne drwinki z poważnej sprawy, przytoczę na dowód parę zdań streszczających wspomniany opis świata. „Zachód musi być przygotowany na wszelkie scenariusze i na użycie wszelkich narzędzi, które zniechęcą Rosję do zmieniania mapy świata. Nie zniknęło zagrożenie dla suwerenności Litwy, Łotwy i Estonii. Nie zmniejszyły się rosyjskie apetyty na zniewolenie Gruzji, Mołdowy, Kazachstanu. Nie zniknęło zagrożenie dla krajów Europy Środkowej, w tym Polski. To wyzwania dla całego świata, nie tylko dla Unii, NATO czy Waszyngtonu” („Rzeczpospolita”, 11.06.2015). Taka treść w przeróżnych odmianach stylistycznych przepełnia polskie media i konferencje politologiczne.

Rosja stara się zachować wpływy w bliskiej zagranicy, co jest zrozumiałe, i z tego polscy specjaliści od spraw wschodnich i politycy wyprowadzają wniosek, że chce ona podbić Polskę, Europę, świat. Czy usilne zabiegi rządu o ustanowienie amerykańskich baz nie mają innego uzasadnienia lub przyczyny niż takie brednie? Bazy wojskowe obcego, potężnego mocarstwa, niezależnie od tego, czy zostały nam narzucone, czy sprowadzone na nasze usilne prośby, nie są dowodem naszej niepodległości. Przeciwnie, w tym wypadku świadczą, że na niepodległość nas nie stać. W Polsce niepodległość stoi na najwyższym podium wartości patriotycznych, w czym nie jesteśmy wyjątkiem, ale z pewnością przesadzamy, rozpatrując dzieje narodowe we wszystkich ich wymiarach – kulturalnym, gospodarczym, moralnym, a nawet religijnym – z punktu widzenia niepodległości. I oto teraz, gdy ta niepodległość wreszcie nastała, czyni się wysiłki, aby ją ograniczyć.

Zależności od USA ja się nie boję. Znajdują się daleko i mają taką metodę panowania nad narodami od nich zależnymi, że nie wtrącają się do wszystkiego; twardo – są niesamowicie skuteczne – kontrolują punkty strategiczne, dla wielu może niewidoczne, resztę puszczają na żywioł, w czym są przeciwieństwem panowania rosyjskiego, które lubuje się w rządzeniu szczegółami i przez to jest takie uciążliwe. Rozpowszechniony dowcip w krajach mających kłopoty: Co zrobić? Wydać wojnę Ameryce i przegrać.

Moje zmartwienie polega na tym, że sprowadzanie baz amerykańskich nie zostało postanowione po rozważeniu położenia narodowego, wszelkich za i wszelkich przeciw, lecz było psychologicznym musem, wynikiem działania mimetycznego, skutkiem instynktu naśladowczego. Przypomnijmy sobie, jak to było. Istniał Wolny Świat, demokratyczny i kapitalistyczny, w którym istniały amerykańskie bazy, i Polacy mieli głębokie przekonanie, że ich właściwe, należne im miejsce jest w Wolnym Świecie. Przyjęli w sposób niejako naturalny panujące tam główne instytucje i zasady ustrojowe, podzielili się na wiele partii, wprowadzili dość uczciwe wybory, zlikwidowali cenzurę starego typu, wojsku nadali cywilnego ministra, wartość pieniędzy będących w obiegu zrównali z wartością towarów do sprzedania, czym szybko zapełnili półki sklepowe, i wiele innych jeszcze cech krajów Wolnego Świata słusznie zaczęli naśladować. Czuli mimo to, że czegoś im jeszcze brakuje. Kraje demokratyczne trwale im się skojarzyły z bazami US Army i dopóki takich baz nie będzie na naszej ziemi, Polacy będą się uważać za demokratyczny kraj drugiej kategorii. A bardzo nie lubimy drugiej kategorii. Źródło polskiej bazomanii jest irracjonalne, ale skutek jest jak najbardziej racjonalny. Amerykanie mają swoją koncepcję radzenia sobie z Rosją, utrzymywania jej w stanie strategicznej słabości, a ich nieukrywana praktyka polega między innymi na otaczaniu tego regionalnego mocarstwa bazami wojskowymi, żeby mu się nie zachciało być mocarstwem ponadregionalnym. W tym punkcie zbiegają się strategiczne interesy amerykańskie z bazomanią polskich rządów wywodzących się z ruchu solidarnościowego.

 

Spojrzenie na Wschód

Odstawiania Rosji jako kraju wrogiego, agresywnego i zbójeckiego, że aby przyciągnąć ich uwagę do tematu, trzeba z wielkim nagłośnieniem powiedzieć, że Polska jest od 1939 r. ofiarą rosyjskiego terroryzmu państwowego, że katastrofa smoleńska była aktem tego terroryzmu, podobnie jak wojna z Gruzją i konflikt na Ukrainie, i trzeba jeszcze dodać, że fale emigrantów destabilizujące kontynent europejski są także spowodowane rosyjskim terroryzmem państwowym. To właśnie wygłosił najważniejszy minister polskiego rządu, będący też drugą osobą w hierarchii partii rządzącej. A może pierwszą, to nie jest jasne.

Czym się różni ta wypowiedź od wizji Rosji, jaką przedstawiają od lat 20 polskie media oraz występujący w nich pracownicy „naukowi” najrozmaitszych instytutów do spraw wschodnich z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia włącznie? Owi „badacze” Wschodu muszą dla przyzwoitości naśladować styl rzeczowego opisu, podczas gdy minister rządzący wojskiem nie musi nikogo się wstydzić, może dać nieskrępowany wyraz swojej osobowości i daje.

Nasi wschodni sąsiedzi – podobnie jak zachodni z innych względów – muszą znajdować się w kręgu naszego żywego zainteresowania, co znaczy, że powinniśmy znać fakty, wiedzieć, co się naprawdę dzieje w Rosji i na Ukrainie. Nie wiemy tego jednak. Zarówno funkcjonariusze instytutów do spraw wschodnich, jak też dziennikarze dobierają tylko ilustracje do prawdy kanonicznej, ustanowionej ćwierć wieku temu: Rosja jest z natury imperialistyczna, zaledwie się rozpadła, już znowu myśli tylko o tym, jak się odbudować w granicach radzieckich i przywłaszczyć sobie znowu utracone strefy wpływów. Najlepszy dowód na „terrorystyczną” naturę Rosji to zabór Krymu, skądinąd rosyjskiego.

“Polska chora na Rosję” B. Łagowski

alicja.z.wonderlandu

Po raz kolejny, dzięki uprzejmości Tygodnika Przegląd, miałam przyjemność przeczytać niezwykle interesującą książkę wydawnictwa Fundacja Oratio Recta. Tym razem była to “Polska chora na Rosję” prof. Bronisława Łagowskiego.

Kiedy wpada ci w ręce książka taka, jak ta, nic już po niej nie wygląda tak samo. Jest ona jak surowy rodzic, który stanowczo rozprawia się z twoimi błędami, ale po to, by pomóc ci z nich wyjść i zrozumieć, że powielając je, krzywdzisz samego siebie.

Ta książka powinna być takim głosem rozsądku dla obecnej polityki zagranicznej, ale także dla nas wszystkich, którzy poddaliśmy się narracji jakoby jedno państwo mogło być aż tak do szpiku kości złe, że trzeba je z całego serca nienawidzić. Jednak, czy to możliwe, aby cały naród był tylko zły? Nie wydaje mi się, by na całej ziemi był taki kraj.

Jednak od lat jesteśmy karmieni tą myślą, że Rosja zawsze życzyła nam źle i nadal życzy, więc musimy się przed nią bronić. Czy to jednak nie dziwne, że tylko nasi politycy podnoszą takie głosy? Czyżby cały świat się mylił a tylko my znamy prawdę? Lubimy tak o sobie myśleć, a politycy lubią nam wciskać ten obraz, nie licząc się nawet z tym, jaki jest on śmieszny i zakłamany.

Gdyby jednak tylko o śmieszność chodziło… niestety książka ta uświadamia nam, jak wiele tracimy – ekonomicznie, politycznie, wizerunkowo, kulturowo na tym zakłamaniu.

Wierzę jednak, że nadal są w tym kraju ludzie, którzy nie poddają się masowemu praniu mózgów, a nawet, że jest ich coraz więcej, bo niestety coraz bardziej widzimy, jak nieprzemyślane decyzje prowadzą nasz kraj tam, gdzie nie chcemy, by się znalazł. Pozycja ta jest właśnie dla tych czytelników, którzy mają już dość ciągłego szczucia Polaków na Rosjan czy podwójne standardy w stosunku do innych krajów.

Ale jest to również książka dla niezdecydowanych, którzy w jakiejś części zgadzają się z obecną polityką wobec Rosji, a nie boją się konfrontować swoich poglądów z odmiennym spojrzeniem na wydarzenia ostatnich kilkunastu lat.

Jest to zbiór felietonów publikowanych na łamach “Przeglądu” w latach 1999 – 2015. Dzięki tej formie, powyższą publikację czyta się zaskakująco szybko, mimo wielu informacji, które są w niej zawarte. Na pewno przyczynia się do tego także ostry jak brzytwa, ale trafiający w sedno styl autora, z łatwością przecinający swym ostrzem dotychczasową bańkę informacyjną w jakiej się znajdujemy, kiedy czytamy doniesienia ze wschodu wyłącznie w polskiej prasie.

Znamiennym jest także umieszczenie na okładce Stańczyka z obrazu Jana Matejki pt. “Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska.” Z jednej strony może on  nawiązywać do historycznych wydarzeń.  W Wikipedii czytamy: “Z tego powodu nowsze opracowania wskazują, że Matejko w Stańczyku mógł przedstawić mniej znany, ale – zdaniem artysty – bardziej przełomowy moment: rok 1533, gdy kończył się rozejm z Moskwą, lecz w wyniku zaniedbań króla polskiego i buntu części szlachty litewskiej poniosła fiasko wyprawa mająca na celu odebranie Smoleńska. Był to również rok, w którym na tronie w Moskwie zasiadł Iwan Groźny, twórca państwa rosyjskiego. (…) W roku 1533 od ponad 10 lat trwał okres bezczynności na kierunku moskiewskim.” Jak dla mnie jest to nawiązanie do tego, że już od dawna mamy problem ze stosunkami z Rosją, albo ją niepotrzebnie skreślając, ale bezmyślnie ignorując.

Z drugiej strony Stańczyk, jako ten, który najbardziej zdaje sobie sprawę z konsekwencji złych decyzji i zaniedbań ale nie ma on mocy by cokolwiek zmienić, jedynie może ostrzegać swoimi ripostami, w nadziei, że jakieś ziarno w końcu zakiełkuje.

Polecam zatem gorąco tą pozycję, mając nadzieję, że stanie się ona początkiem ciekawej drogi, do przyglądania się tak wiadomościom, którymi jesteśmy karmieni, jak i sytuacjom na świecie z innych perspektyw. Nawet jeśli nasze poglądy odbiegają od przedstawionych w książce, niech będzie ona chwilowym ocuceniem w tym całym szaleństwie, które nas otacza.

Pozdrawiam 

Alicja

“Stalowi czytacze” stalowiczytacze.blogspot.com 09.11.2021 r.

 

Bronisława Łagowskiego wykłady o politycznym nierozumie

Krzysztof Lubczyński

 

Tak nazwałem ten kolejny tom tekstów profesora Bronisław Łagowskiego, publikowanych cyklicznie na łamach tygodnika „Przegląd” na przestrzeni kilkunastu lat (2000-2016). Bo teksty Bronisława Łagowskiego, jednego z najmądrzejszych ludzi w Polsce, są czymś znacznie więcej niż prasowymi artykułami.

W tomie „Polska chora na Rosję”, Łagowski skoncentrowany jest, jak wskazuje tytuł, na jednej z najbardziej szkodliwych, przewlekłych i sprawiających wrażenie nieuleczalnych chorób polskiego systemu mentalnego – choroby bezwarunkowej nienawiści do Rosji.
Choroba ta jest bardzo demokratyczna i dotyka, niczym wszechogarniający wirus, wszystkie strony politycznej sceny, od lewa do prawa, większości środowiska dziennikarskiego, także niezależnie od jego sympatii i filiacji polityczno-ideowych. Mógłby ktoś zadać pytanie, czy aby na pewno polska nienawiść i nieufność w stosunku do Rosji jest nieuzasadniona i niezrozumiała.
Przecież Rosja była jednym z zaborców Polski i poddawała ją rusyfikacji, stalinowska władza ZSRR była odpowiedzialna za zbrodnię katyńską, a nadto w latach 1944 -1989 Polska żyła w strefie dominacji ZSRR. Ta sekwencja wydarzeń i okresów historycznych w oczywisty sposób była pożywką dla rusofobii i do pewnego stopnia jest to zrozumiałe.
Wszystkie te fakty historyczne nie uległy unieważnieniu, nie zostały i nie zostaną wytarte z kart historii, niezależnie od tego, że można przywołać także wcale nie tak rzadkie przykłady dobrej woli rosyjskiej wobec Polaków – rzecz jednak w tym, że już od bez mała 33 lat mamy do czynienia z nową rzeczywistością. Łagowski w swoich tekstach od czasu do czasu odwołuje się do XIX wieku, ale głównie koncentruje się na relacjach polsko-rosyjskich od przełomu roku 1989 i od objęcia władzy w Polsce przez obóz solidarnościowy.
I wychodząc od tego momentu historycznego profesor rozpoczyna swoje uwagi. „Rusofobia nie jest wyosobnionym stanem świadomości; występuje w połączeniu z inną fobią: totalnym potępieniem przez obóz solidarnościowy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i uczynieniem z tego głównego artykułu wiary patriotycznej – pisze Łagowski – Pod hasłami nacjonalistycznymi i w imię rzekomego odzyskiwania pamięci, wykreowano ułudę, jakoby Polska w wyniku wojny znalazła się pod drugą okupacją.
Na straży tej ułudy i tej fobii stoi specjalny urząd, będący oczkiem w głowie władzy postsolidarnościowej. „Armia Czerwona nie wyzwoliła, tylko podbiła Polskę” – uważa IPN”. Co znamienne i poniekąd paradoksalne, owa „rytualizacja” nienawiści do Rosji nie uległa żadnej zmianie nawet w okresie, gdy w czasach jelcynowskich Rosja – oczywiście we właściwych dla niej proporcjach, uwarunkowanych tradycją polityczną – przybrała na bez mała dekadę postać republiki liberalno-demokratycznej, o nieograniczonej właściwie wolności słowa i minimalnie tylko ograniczanych prawach i wolnościach obywatelskich.
I w tym momencie pojawia się wątek usytuowany pomiędzy Polską a Rosją, czyli Ukraina. W tekście „Żartobliwa polityka zagraniczna” (2000) profesor Łagowski profetycznie niemal przewiduje fiasko polskich aspiracji do udzielania Ukrainie lekcji demokracji i reform.
Ujmuje to nawet w ironiczny sylogizm: „Przyjmować jakieś nauki reformatorskie od Polaków? Nie, tego Ukraińcy nie mogą brać poważnie. Jeśli się uczyć, to od Niemców albo Amerykanów; mogą bez poniżenia przyjąć ich zwierzchnictwo, jakąś formę protektoratu i wedle mojego rozeznania Ukraina mogłaby wejść trwale do zachodnich sojuszy, gdyby to amerykański, a nie polski rząd uznał Ukrainę „unikalnym miejscem w swojej polityce”.
Tak oto Ukraina bezpośrednio i namacalnie traci na tym, że jest sąsiadem Polski i że ta Polska aspiruje do jej „wyzwalania” spod wpływów Rosji. Czyni to sytuację Ukrainy prawdziwie tragiczną, bowiem żadnym sposobem Ukraina nie może wyjść poza widełki, a raczej polityczne widły polsko-rosyjskie.
Na dodatek: niechęć Ukrainy do przyjmowania lekcji demokracji od Polski zyskała dodatkowe uzasadnienie z powodu procesów dewastacji demokracji i państwa prawa dokonywanie w Polsce przez władzę PiS przez sześć ostatnich lat. „Polska polityka, a raczej propagando-dyplomacja wobec Ukrainy opiera się na oczywistości, którą sformułował już Maurycy Mochnacki 170 lat temu: złamać imperium rosyjskie można tylko poprzez odjęcie Moskwie Ukrainy. (I przyłączenie jej do Polski – wówczas było to pragnienie poniekąd naturalne). Nie mogę się zdecydować: czy banały stanowią solidne oparcie dla polityki, czy przeciwnie, niebezpieczne koleiny myślowe, ograniczające swobodę rozumowania. Tak czy owak, wielka miłość sfer rządzących do Ukrainy jest funkcją nienawiści do Rosji”.
Stop. Zatrzymajmy się by sprawdzić aktualność tych konstatacji. Mimo bowiem tego, że na swój użytek wyłączyłem teksty profesora Łagowskiego spod kategorii stricte publicystycznej i traktuję je jako wykłady profesorskie, ale nawet wykłady miewają swoją datę ważności.
Powyższe uwagi sformułował bowiem Łagowski w końcu 22 (dwadzieścia dwa) lata temu. Jednak spojrzenie z dzisiejszego punktu widzenia na diagnozy profesora potwierdza ich zasadność, z tym, że, czego nikt nie mógł przewidzieć, jest jeszcze gorzej niż było. Jest tak samo, tylko bardziej – można być rzec z dozą złośliwości. Autorytet polski jest w oczach Ukraińców jeszcze mniejszy niż kilkanaście lat temu.
Przeceniano co prawda wagę i znaczenie roli, jaką polscy politycy, n.p. Aleksander Kwaśniewski czy Radosław Sikorski odegrali w czasie „pomarańczowej rewolucji” na Majdanie w Kijowie, ale jednak tam się pojawili, uczestniczyli w rozmowach, formułowali oceny , sugestie i przestrogi (zapamiętałem wspomnienie Aleksandra Kwaśniewskiego, który jako uczestnik rozmowy Juszczenki z Janukowyczem skojarzył ją z jakimiś smieszno-strasznymi dialogami-mieszaninami stylu Gogola z Dostojewskim).
Dziś, po latach, nawet trudno sobie wyobrazić sytuację, że któryś z polityków polskich doproszony jest do negocjacji w podobnej sytuacji. Reasumując – o ile zgodnie z polskim dogmatem niepodległa Ukraina jest warunkiem istnienia niepodległej Polski, o tyle dla Ukrainy odklejenie się od Polski stworzyłoby szansę na „odklejenie się” od Rosji i wykonanie ruchu na zachód.
Wróćmy do Rosji. Wybitny znawca Rosji, profesor Andrzej de Lazari użył w stosunku do postawy Polski oficjalnej określenia „antyrosyjskie zaprogramowanie kulturalne”. Jego skutkiem jest i to, że żaden gest czy pozytywny ruch ze strony Rosjan Polaków „nie zadowala”.
Ciążył na polskiej pamięci historycznej proces szesnastu przywódców Polski Podziemnej w 1945 roku – podczas swojej wizyty w Polsce (była takowa!) Władimir Putin złożył wieniec pod pomnik Armii Krajowej nieopodal Sejmu. Chcieli Polacy przyznania, że zbrodni katyńskiej dokonały władze ZSRR – Rosjanie to przyznali. Chcieli przeprosin – doczekali się ich z ust prezydenta Jelcyna.
Chcieli Polacy mauzoleum i cmentarza w Katyniu – Rosjanie wsparli tę ideę. Mimo to dalszym, coraz bardziej namolnym roszczeniom nie było końca. Z Katynia zrobili Polacy „religię”, jakby próbując przebić rangę Holokaustu, czego się dokonać nie da. Im bardziej Rosjanie byli „zgodliwi”, tym bardziej strona polska była natarczywa w dalszych żądaniach.
Pojawił się nawet pomysł, by zażądać od Rosji wypłaty odszkodowań, ale tu już sprawa była z góry przegrana, choćby dlatego, że wypłacając jakiekolwiek odszkodowania Polsce za represje stalinowskie, musieliby Rosjanie wypłacić je połowie swojego narodu.
Kończy się z wolna miejsce na omówienie wykładów profesora Łagowskiego, a zapewniam, że kolejne, liczne podejmowane przez niego wątki i formułowane diagnozy są nie mniej ważkie od wspomnianych wyżej.
Łagowski spod swojej krytyki polskiej „polityki” wobec Rosji i Ukrainy nie wyłącza żadnej formacji politycznej, z SLD włącznie, przeciwnie zarzucając mu przyjęcie za swoją postsolidarnościowej rusofobii.
Drwi z szablonowego, karykaturalnie rusofobicznego języka polskich dziennikarzy i reporterów działających w Rosji (n.p. Wiktora Batera i jego „czeczenofilii” – brutalnych i okrutnych także wobec dzieci terrorystów czeczeńskich z Biesłanu nazywał „bojownikami”).
Patologiczne zakłamanie, mściwość, bezrefleksyjna podejrzliwość, agresja, roszczeniowość, ignorancja, przesądy, zła wola – oto niektóre tylko symptomy „choroby na Rosję”, która trawi Polskę. Zachęcam gorąco do samodzielnego, wnikliwego przestudiowania wykładów „rosyjsko-ukraińskich” Bronisława Łagowskiego.

“Trybuna” nr 31-32/2022, 14-15.02.2022 r.

10% RABATU
Bądź zawsze dobrze poinformowany o nowych produktach oraz specjalnych promocjach tylko dla odbiorców Newslettera.

Zapisz się na nasz newsletter i odbierz powitalny prezent: -10% rabatu na pierwsze zamówienie książkowe.
Kod zniżkowy ważny będzie przez 7 dni.
Otrzymasz go tylko wtedy, gdy zapiszesz się przez ten formularz!
    ZAPISZ SIĘ
    Wyrażam zgodę na wykorzystywanie przez Fundację Oratio Recta powyższych danych do wysyłki newsletterów zawierających informacje o nowych numerach czasopisma, książkach wydanych przez fundację oraz o innych prowadzonych przez nas działaniach.